wtorek, 18 kwietnia 2017

Rozdział 1

Cześć :)
Chciałam was przede wszystkim przeprosić za tak długą przerwę. Nie chciałam by to trwało aż tyle, ale miałam każdy weekend zajęty, a w tygodniu bieżące sprawy absorbowały mnie bez reszty. 
Ostrzegam, że teraz każdy rozdział będzie dodawany nieregularnie :(
Mam nadzieję, że miło spędziliście święta :) Zapraszam do czytania 
***
                Anna spoglądała to na swoją herbatę, to na swoją mentorkę, oczekując na werdykt. Chciała się szkolić, czuła się na siłach, by zgłębić dalsze tajniki mocy medium. Potrzebowała jednak pomocy i zgody pani Kino, która ociągała się z odpowiedzią dla podopiecznej. Kyoyama znów chciała poczuć siłę, po utracie tysiąca osiemdziesięciu koralików jej wiara w siebie całkiem się zachwiała. Bezsilność nie dawała jej normalnie funkcjonować. Potrzebowała więcej furyoku, większej potęgi. Anna Kyoyama nienawidziła słabości.
                – Anno, chcę żebyś wróciła do Tokio i nadal szkoliła Yoh. Nie widzę potrzeby twojego dalszego treningu. Twoje furyoku jest wystarczające dla żony głowy rodziny Asakura. Jesteś na tyle mocną szamanką, by wydać na świat silnego potomka i podtrzymać ciągłość naszego rodu. Dalszy trening byłby stratą czasu. Powinnaś się przygotowywać do przyszłej roli matki i żony – oznajmiła starsza kobieta.
                Kyoyama z trudem powstrzymała wybuch i nałożyła na twarz maskę obojętności. W końcu tego uczyła ją pani Kino, przez nią była taka surowa i nieugięta. Osoba, którą uważała za autorytet od najmłodszych lat, przyłożyła jej w policzek. Do tej pory myślała, że stała się równym członkiem rodziny, jak Yoh. Myliła się… Kino nie chodziło o jej rozwój, o jej samopoczucie, samorealizację, jej celem było tylko podtrzymanie silnej, szamańskiej krwi Asakurów. Szkolenie Yoh stało wyżej niż jego przyszłej żony. On zawsze był najważniejszy. Duma rodu, osoba, którą pokonała wielkiego Hao Asakurę, króla szamanów. Co najgorsze musiała milczeć, nie miała prawa nawet zaprotestować. Kochała Yoh i jako dobra żona powinna się dla niego poświęcić. Mężczyzna zawsze był najważniejszy w rodzie Asakura. Anna popełniła błąd, bo pomyślała, że i ona może być równa przyszłemu mężowi.
                – Zrobię wszystko, by Yoh zwiększył swoje umiejętności – wyznała z trudem nastolatka.
                Pani Kino uśmiechnęła się na tą deklaracje, zawsze wiedziała, że Anna była idealną partią dla jego wnuka.
***
                Kyoyama szybko spakowała swoje rzeczy. Chciała jak najszybciej wyjechać z Izumo. Bała się, że jeśli spotka swoją mentorkę, nie wytrzyma i wybuchnie. Bolało ją, że od zawsze była wychowywana tylko na żonę Asakury, że nigdy nie powierzą jej większej roli.
                Dzięki Bogu, nie musiała długo czekać na pociąg do Tokio. Czekała ją długa podróż. Wyjęła z torebki książkę, chciała się wyłączyć, zatonąć w lekturze, zapomnieć o wszystkim. Rozłożyła wygodnie nogi, by przyjąć jak najlepszą pozycję do czytania. Już miała się rozkoszować fabułą lektury, gdy usłyszała gwałtowne rozsuwanie drzwi do jej przedziału. Podniosła głowę. W progu stał przystojny brunet o silnej sylwetce i rozbrajającym uśmiechu. W jego oczach tańczyły wesołe iskierki, tak dobrze znane Annie. Rzuciła tylko okiem na chłopaka.
Po jego postawie, uśmiechu stwierdziła, że ma do czynienia z kimś w pokroju jej narzeczonego. Westchnęła z rezygnacją, nie tego teraz potrzebowała.
                – Przepraszam, mogę się przysiąść ? – zapytał z uśmiechem.
                – Czy jak powiem, że nie, to sobie pójdziesz? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.
                Chłopak tylko pokiwał przecząco głową i rozsiadł się naprzeciwko Anny. Dziewczyna już wiedziała, że źle to rozegrała. Jeśli to typ w stylu Yoh, to im bardziej chcesz go odstraszyć, to tym bardziej do ciebie lgnie. Kolejny wybawca ludzkości. Kyoyama westchnęła przeciągle.
                – Mam na imię Taiki Chiba – przedstawił się wesoło.
                Nastolatka znów spojrzała na niego znad kartek lektury. Chciała być neutralna, ale jej nerwy i zły dzień, nie ułatwiały tego zadania.
                – Czy ja cię o to pytałam?! – warknęła niemiło.
                Chłopak w ogóle się nie zrażał. Nadal miał na twarzy szeroki uśmiech. Coraz bardziej irytowało to Annę.
                – Po co jedziesz do Tokio? Ja chcę poszukać jakieś pracy na wakacje, by w końcu choć trochę się usamodzielnić. Moi rodzice ostatnio tylko prawią mi kazania o odpowiedzialności! Chcę im udowodnić, że sam dam radę – opowiadał, nie zważając na ignorancję ze strony towarzyszki.
                Anna nie zamierzała odpowiadać na pytania ze strony nachalnego pasażera. Chciała jak najszybciej, w spokoju, dotrzeć do Tokio.
                – Widzę, że nie jesteś za bardzo rozmowna – mruknął naburmuszony. –Co powiesz na grę? Ja będę zgadywać fakty na twój temat, a ty kiwać głową w odpowiedzi – zapytał pełen entuzjazmu.
                Kyoyama przeszyła go najzimniejszym spojrzeniem, jakie miała w swoim arsenale, jednak chłopak wydawał się być uodporniony na tego typu asortyment. Nadal się uśmiechał i czekał na reakcje dziewczyny. Anna nabrała głębokiego wdechu. Chyba to najlepsze rozwiązanie. Może da jej w końcu spokój. W normalnej sytuacji, dziewczyna bez obiekcji dała by mu w twarz i wyrzuciła z przedziału, ale teraz czuła się bezsilna. Na dodatek z jakiegoś powodu nie chciała zostać sama. Mimo że chłopak ją denerwował, to jego dobry nastrój i ciągłe gadanie dawało jej chwilę zapomnienia.
                – A dasz mi spokój? – spytała i przeszyła go ostrym wzrokiem. Chłopak tylko pokiwał głową. – No to dobrze. Ale nie będę nic mówić, tylko potakiwać lub kręcić głową – oznajmiła.
                Zadowolony chłopak zaczął się zastanawiać nad historią dziewczyny. Anna zauważyła, że marszczy przy tym intensywnie czoło. Jej osobowość była dość skomplikowana i mocno zszargana. Wątpiła, że chłopak ją od tak rozgryzie.
                – Ktoś cię mocno zdenerwował.
                Dziewczyna pokiwała głową. W sumie jego wniosek był logiczny. Nie znał Anny, więc nie wiedział, że i bez dodatkowej dawki stresu dziewczyna zachowuje się tak samo.
                – Uciekłaś z domu?! – prawie krzyknął, wymierzając w nią oskarżycielsko palec.
                Oburzona Kyoyama energicznie potrząsnęła głową. Ona nigdy nie ucieka. Chociaż… Jak gdyby się dłużej zastanowić, wyjechała z Izumo w nocy, by tylko nie musieć żegnać Kino… Zastanawiała się, czy to nie była pewnego rodzaju ucieczka. Nie chciała uchodzić za tchórza…
                – Jedziesz pracować?
                Znowu pokręciła przecząco głową.
                – Do rodziny?
                Prawie wyrwało jej się ciche westchnienie: „Ja nie mam rodziny”, ale w ostatniej chwili ugryzła się w język. Nie mogła się użalać nad sobą, to nie w jej stylu. Nie rozumiała, co działo się z nią złego tego dnia, że nie potrafiła zachować nerwów na wodzy. Denerwowało ją, że stała się bezsilna wobec emocji, które ją wypełniały. W jej przypadku taki niekontrolowany wybuch uczuć to niebezpieczeństwo, nie chciała znów przeżywać tego co kilka lat temu. Jednak mimo besztania w myślach, na jej twarzy pojawił się gorzki uśmiech, który napędził ciekawość i współczucie w Taikim. Tego Kyoyama chciała uniknąć, nie lubiła, gdy ludzie użalali się nad nią. Była ponad smutkiem, przynajmniej tak sobie wmawiała.
                – Nie masz nikogo? – zapytał o wiele ciszej.
                Anna nie wiedziała co odpowiedzieć. To pytanie było po prostu niewygodne. Miała narzeczonego, którego kochała, poświęciłaby dla niego wszystko. Gdyby Kino powiedziała jej, że ma porzucić własną moc dla Yoh, zrobiłaby to, teraz była tego pewna. Nigdy nie zależało jej specjalnie na kimkolwiek. Uważała, że jej życie, to jej życie. Myślała, że stoi za sterami, myliła się. Wszystko było zaplanowane, jednak dla Asakury mogła to zaakceptować. Tylko on stał się ważniejszy od niej samej. Gdyby nie on, uciekłaby od tego wszystkiego. Wyjechałaby i zapomniała o rodzinie Asakura, zaczęłaby szkolenie na najwyższym poziomie. Teraz to niemożliwe. Przez te lata zapomniała jak żyć bez Yoh. Jednak wciąż w jej głowie rodziło się pytanie. Co on o niej myśli? Nie wiedziała czy  ją kochał. Był jej przyjacielem, pomógł jej, jedyny zastanawiał się nad jej uczuciami, ale to nie wszystko. Od początku wiedział, że Anna będzie jego żoną, ona go pokochała, ale on… Kyoyama zawsze twardo stąpała po ziemi, nie interesowała ją płeć przeciwna, myślała tylko o samorealizacji i Yoh. A on? Przystojny osiemnastolatek, z narzuconą przyszłością, której być może nie chce. Medium bała się, że ich małżeństwo będzie opierało się na jednostronnej miłości. Nie przyjmowała do wiadomości, że jej narzeczony mógłby pokochać dziewczynę, która była dla niego tyranem.
                Nastolatka nadal nie potwierdziła ani nie zaprzeczyła, a w Chibie narastała chęć pomocy nowopoznanej dziewczynie. Taki już był. Nie wierzył, że ludzie są z gruntu źli. Ufał, że w każdym można znaleźć coś dobrego.
                – Wiesz jak co możemy wynająć razem mieszkanie? – zaproponował.
                Dziewczyna spojrzała na niego z wielkimi oczami. Nie rozumiała jak można być tak nieodpowiedzialnym i zaproponować obcej osobie wspólne mieszkanie. Uważała za niemoralne składanie takich propozycji dziewczynie, na dodatek obcej. Jednak widząc jego twarz, od razu wiedziała, że nawet nie zauważył, że jego wypowiedź mogła zostać źle zrozumiana. Chciał zrobić coś dobrego, pomóc jej. Tylko, że nie do końca wiedział jak.
                Znów przypomniał jej o Yoh. On też masowo spraszał do rezydencji ludzi, których co dopiero poznał. Na pierwszy rzut oka wydawało jej się to głupie i nieodpowiedzialne, ale z drugiej strony teraz ma wielu wiernych przyjaciół, którzy oddaliby za niego życie. Już nie raz to udowodnili…
                Zamyślona dziewczyna, dopiero teraz pokręciła głową, jednak nie mogła już się powstrzymać od komentarza.
                – Myślisz, że zamieszkałabym z obcym facetem!? – krzyknęła.
                – W sumie… Mogłabyś się bać, że cię wykorzystam w jakiś sposób. Nie znasz mnie…
                Blondynka spojrzała na niego z rozbawieniem, jednak o nie zbyt wesołych charakterze, raczej złośliwym. Anna Kyoyama nigdy nie dała się wykorzystać. Chociaż… Zawsze myślała, że to wszyscy tańczą jak ona zagra, ale teraz miała wątpliwości. W pewien sposób to rodzina Asakura cały czas się nią wysługuje. Nigdy nie powiedziała „nie”. Była na każde skinienie Kino. Wszystko dla niego. Yoh to wszystko co ją w życiu obchodziło. Gdyby nie on, jej marna egzystencja nie miałaby celu. Wiedzieli o tym wszyscy, zwłaszcza Asakurowie.
                – Prędzej ja wykorzystałabym ciebie – oznajmiła po chwili zastanowienia, jednak już o wiele mniej złośliwym tonem.
                Przez chwilę chłopak zastanawiał się jak zareagować na krótkie zdanie wypowiedziane przez małomówną towarzyszkę, ale po chwili z zawadiackim uśmiechem odparł:
                – Wiem, że tego pragniesz. –Poruszył sugestywnie brwiami.
                Tym razem Anna poczerwieniała ze złości. Nic nie było wstanie jej powstrzymać przed użyciem jej magicznych pięści. Za długo wytrzymywała z tym typem w jednym pomieszczeniu. Z całej siły wgniatała swoją pięść w głowę współpasażera i syczała przez zęby.
                – Uwierz mi, wyszkoliłabym cię na niczego sobie psa. Słuchałbyś się jak przestraszony psiak. Nawet byś się nie obejrzał, a zrobiłabym z ciebie darmową pomoc domową. To ja zawsze jestem górą.
                Na jego twarzy wykwitł tajemniczy uśmiech. Coś jej nie grało. Za dużo powiedziała…
                – Jesteś taka zdenerwowana, bo okazało się, że to nie ty rządzisz? – zapytał.
                Anna zdrętwiała, jej pięść opuściła głowę chłopaka. Jak mogła dać się tak łatwo podpuścić, na dodatek komuś tak zwykłemu. Było z nią źle. I teraz nie mogła powstrzymać szoku wymalowanego na jej twarzy. Jakby lata nauki, medytacje poszły na marne. Tak się poniekąd czuła, dowiedziawszy się, że już nie będzie  jej dane poznać więcej technik medium. Zabolało ją to. Jakby nic już nie umiała. Jakby straciła całą wiedzę i umiejętności jakie posiadała. Dopiero po chwili z trudem przybrała na twarz maskę obojętności. W głębi duszy była roztrzęsiona. Czuła się jak bezużyteczna lalka. Tak naprawdę nigdy nie panowała nad sytuacją. Miała uratować Yoh, wtedy w sanktuarium. Okazała się za słaba. Być może dlatego nie może się dalej uczyć, przez nieudolność. Wszyscy musieli ją chronić , bo ona nie potrafiła. Gdyby tylko Hao chciał ją zabić, pewnie już dawno wąchałaby kwiatki od spodu. Nie mogła powstrzymać trzęsienia rąk. Jej ciało mimowolnie dygotało. Emocje, które kotłowały się w niej po turnieju, skumulowały się ze złymi wiadomościami i bezsilnością. Nogi dziewczyny zaczęły się niebezpiecznie chwiać. Jak taka słaba osoba, miała trenować Yoh i jeszcze pomóc mu pogodzić się ze śmiercią brata. Upadła. Nie miała sił wstać, pierwszy raz w życiu poczuła się pokonana. Taiki jej to tylko uświadomił.
                Nie mogła powstrzymać dygotania całego ciała. Źle czuła się z tym, że ukazała słabość przy innej osobie. Pocieszał ją jedynie fakt, że Chiba jej w ogóle nie znał. Zaczęła gwałtownie oddychać, by uspokoić skołatane nerwy. Nagle poczuła dotyk na swoim ramieniu. On chciał ją pocieszyć. Resztkami sił odtrąciła jego dłoń. Nie potrzebowała litości.
                – Chcę ci pomóc – oznajmił.
                – Nie potrzebuję pomocy – odburknęła dziewczyna i spuściła wzrok.
                – Pozwól, że chociaż z tobą posiedzę – powiedział i nie czekając na odpowiedź blondynki, usiadł obok niej na ziemi.
                Tak minęła im podróż. On po prostu był. W pewien niezrozumiały dla niej sposób, wspierał ją, samą swoją obecnością. Czuła jakby jego spokój przepływał i na nią. Uspokajał ją.
                W końcu pociąg zatrzymał się na stacji w Tokio. Anna nabrała wystarczająco sił, by wstać o chwiejnych nogach. Razem ruszyli w stronę wyjścia. Na peronie chłopak zwrócił się do niej:
                – To od ciebie wszystko zależy. Po upadku następuje powstanie. Jestem tu, by w końcu zacząć żyć. Ty też powinnaś – oznajmił. – Mam nadzieję, że się za niedługo spotkamy, nieznajoma. Do zobaczenia – pożegnał się.
                Zniknął zanim Anna zdążyła cokolwiek powiedzieć. Czuła się silniejsza i jakaś lekka. Jakby jej dusza została oczyszczona. Wiedziała, że się nie podda. Będzie walczyć o samą siebie.
                – Nazywam się Anna – wyszeptała w powietrze. Taiki nie mógł już tego usłyszeć.
***
                Kyoyama znalazła się pod rezydencją Asakura nad ranem, gdy słońce dopiero zaczęło ukazywać pierwsze promienie. Miała ochotę jak najszybciej położyć się do łóżka po zawalonej nocy i jak najszybciej zapomnieć o ostatnich wydarzeniach. Bardzo cicho przekręciła klucz w zamku i weszła do rozległego holu. Oprócz jej butów, znajdowało się tu tylko obuwie Yoh. Wszyscy musieli wyjechać, by zająć się swoim życiem po turnieju. Mieli często gości, ale i tak ogromny dom wydawał się przeraźliwie pusty.
                Udała się do kuchni, by zaparzyć sobie herbaty, która ukoi jej nerwy i pozwoli jej spokojnie usnąć. Zaskoczona zastała w pomieszczeniu zupełnie rozbudzonego Yoh, pijącego czarną kawę. Jego długie włosy, sterczały na każdą stronę, a oczy były podkrążone. Kolejny koszmar. Zauważył ją dopiero jak z hałasem puściła walizkę.
                – Jesteś głodny? – zadała bezsensowne pytanie. Mimo jej szczerego uczucia do narzeczonego nie potrafiła mu okazać ciepła. Mogła tylko przy nim być. W jej mniemaniu tylko to potrafiła.
                Pokręcił głową. Cieszył się, że wróciła. Morty często zaglądał, ale  i tak nie byli ze sobą już tak blisko. Jego przyjaciel wciąż się uczył, by dostać się na dobre studia i przejąć firmę po ojcu. Reszta mieszkała daleko, wpadała raz na jakiś czas. Miał tylko Annę. Co prawda tęsknił za przyjaciółmi, ale cieszyło go, że ma ze sobą osobę, która towarzyszyła mu od zawsze. Wierzył, że łączy go z medium nierozerwalna więź, przeznaczenie, które sprawia, że pomimo przeciwności, zawsze są skazani na siebie. Mimo że Kyoyama nieraz dała mu w kość, wiedział, że dziewczyna go kocha i robi to dla niego. Mógł na niej polegać. Stała się jego jedynym światłem, gdy wokół panował mrok. Ciemność, której nie mógł pokonać. Czerń, która spowijała jego sny, odbierała szczęście i młodość. Cień przeszłości już nigdy nie da mu spokoju. Zabił… Taka zbrodnia nie pozostawia bezkarna, zwłaszcza jeśli twoją ofiarą był twój brat. Wszyscy uważali go za bohatera, unicestwił potwora… Sam się nim stając. Zabijając Hao, Yoh bezpowrotnie zniszczył część własnej duszy.
                Anna postanowiła otworzyć lodówkę, była całkiem pusta. Mimowolnie zmarszczyła brwi, choć nie miała nawet siły nawrzeszczeć na Yoh za jego nieodpowiedzialność. Poza tym zaniepokoiło ją, że Asakura nie jadł nic przez cały weekend. Ścisnęła pięści. Nie dawała rady. Do jasnej cholery, miała tylko osiemnaście lat! Nie wiedziała co robić, jej narzeczony się głodził, umierał na jej oczach. Nie może mu na to pozwolić. Pewna siebie ścisnęła pięści. Gwałtownie pociągnęła krzesło i usiadła na nim z hukiem, patrząc wprost w oczy obojętnego szamana.
                – Przestań mi to robić, Yoh – oznajmiła spokojnie. Ktoś kto dłużej znał Annę, mógł w tym tonie dostrzec ból. Jedną z takich osób był Asakura. – Rozumiem, że cierpisz. Naprawdę. Ale musisz wrócić do żywych! Jeśli nie dla siebie to dla mnie, swoich przyjaciół. Nigdy nie byłeś egoistą, z naszej dwójki, to tylko ja nim jestem. Mogę ci obiecać, że zawsze będę przy tobie. Zrobię dla ciebie wszystko, tylko wróć do mnie! Nie dam rady tak dłużej! – wyrzuciła z siebie wszystko.
                Yoh spojrzał na nią zaskoczony. Jego puste spojrzenie wypełnił smutek i gorycz. Nigdy nie widział takiej Anny. Kyoyama nigdy nie okazała mu na raz tylu uczuć. Niepewnie chwycił dłoń swojej narzeczonej i popatrzył wprost w jej oczy, przeważnie obojętne, teraz pełne desperacji.
                – Przepraszam, Anno – wyjąkał cicho. – Ja… To… Wszystko mnie przerasta… Ja… Czuję się wszystkiemu winny. Ja mogłem go ocalić, a zabiłem. Anno, ja zabiłem własnego brata! Osobę, którą zawsze pragnąłem mieć! Tak po prostu, zabiłem! Zachowałem się jak on, zaprzeczyłem wszystkim wartością jakie głosiłem – ostatnie zdania wyrzucił z siebie pośpiesznie, szlochając. Pierwszy raz dał upust swoim emocją. Nie obchodziło go, że na jego słabość patrzy jego twarda narzeczona. Nie miał już sił ukrywać swoich emocji.
                Kyoyama pierwszy raz widziała, by jej wiecznie beztroski Yoh, zapłakał. Nie puszczając jego dłoni, wstała i podeszła do swojego narzeczonego. Jak najdelikatniej umiała,  uniosła jego podbródek i musnęła jego wargi. Chłopak łaknący czułości, rozchylił usta i ostrożnie przyciągnął do siebie dziewczynę, obejmując ją szczelnie ramionami, jakby chciał ją uchronić przed całym światem. Anna położyła swoje dłonie na karku Asakury i usiadła na jego kolanach. Również pragnęła bliskości narzeczonego. Z nim czuła się bezpieczna i kochana. To był ich pierwszy pocałunek. Niepewnie muskali swoje wargi, jakby bojąc się o reakcje tego drugiego. W końcu Anna odważyła się pogłębić pocałunek. Zaskoczony Yoh z równą pasją poddał się ogromnemu uniesieniu. W końcu poczuł, że nie był sam. Zabrakło im tchu. Medium oparła czoło o podbródek ukochanego. Jakoś wstydziła się spojrzeć mu w oczy.
                – Nie jesteś potworem, Yoh – oznajmiła. – A jeśli się nim staniesz, zostanę nim razem z tobą – dodała o wiele ciszej.
                Chłopak nie odpowiedział. Wziął narzeczoną w ramiona i skierował się do swojej sypialni. Nie chciał kolejnej nocy spędzać samotnie. Położył ją tuż obok siebie i w końcu odważył się wyszeptać:
                – Dziękuję, Anno – powiedział, przybliżając jej ciało do swojego. – Kocham cię – wyszeptał.
***
                Narzeczeństwo spało tego ranka wyjątkowo mocno. Już od dawna nie mogli się cieszyć tak spokojnym snem. Spali wtuleni w swoje ciała, na ich twarzach pierwszy raz od bardzo dawna pojawił się delikatny uśmiech.
                Para była tak zmęczona, że nie zauważyła przybycia dwójki przyjaciół do ich domu. Mały Morty próbował wyjaśnić całą sytuację Horohoro, który już dawno nie widział się ze swoimi znajomymi z Tokio.
                – Yoh, nie jest w najlepszym stanie. Mimo moich prób, ciągle chodzi jakiś przygaszony – oznajmił niski szaman.
                – Nie sądziłem, że aż tak to przeżywa. Ok, Hao był jego bratem, ale zrobiliśmy to razem. Nie mógł żyć. Chciał wyzabijać wszystkich ludzi, przecież to wariat! – powiedział dość głośno Usui, uważnie rozglądając się po domu, w którym dawno nie był. – A co z Anną?
                – Udaje, że jest jak dawniej. Choć chyba nawet ona widzi zmianę w Yoh. Chciałem jej już kilkakrotnie powiedzieć, by była delikatniejsza, ale wiesz…
                – Boisz się – skończył szaman z Hokkaido.
                Morty tylko skinął twierdząco głową. Każdy przyjaciel Yoh wiedział, że z jego partnerką się nie zaczyna, zwłaszcza nie prawi kazań.
                – A jest teraz w domu? – spytał Horohoro.
                – Chyba nie, ostatnio pojechała do dziadków Yoh. Nie powiedziała kiedy wraca.
                W niebieskich oczach Usuiego można było zauważyć figlarny błysk. Nieobecność demonicznej blondynki nie sprawiła mu jakieś nadzwyczajnej przykrości. Miał zamiar sprowadzić resztę ekipy i wywołać na twarzy kumpla szczery uśmiech. Anna wydawała się być tylko przeszkodą. Horohoro nie zwlekał z realizacją pomysłu. Była dwunasta godzina, Asakura spał, wydawało się to wystarczającym uzasadnieniem, że Yoh znajduje się sam w rezydencji. Pośpiesznie wspiął się po znajomych schodach i bez problemu odnalazł właściwe drzwi. Miał zamiar przypomnieć kumplowi o sobie, traktując go mocą lodu.
                Gwałtownie pociągnął za klamkę drzwi i nie patrząc na przyjaciela, za pomocą swojego furyoku pod mroził mu trochę łóżko. Dopiero po chwili, będąc gotowy na śmiech przyjaciela, doczekał się reakcji, której się nie spodziewał. Ktoś walnął go z całej siły pięścią w policzek. To uczucie nie było mu obce, ale dopiero, gdy otworzył oczy rozpoznał z  kim ma do czynienia. Owszem, Anna wypiękniała odkąd ją ostatni raz widział, jednak o jej charakterze nie mógł już tego samego powiedzieć. Czarne oczy dziewczyny zdawały się płonąć z gniewu. Horohoro gdyby mógł zapadłby się pod ziemię, miał przerąbane. Jego myśli przychodziły do niego z pewnym opóźnieniem. Coś mu tu nie pasowało. Był pewien, że wszedł do dobrego pokoju. Dopiero po chwili dostrzegł za Anną, swojego kumpla, który z głupkowatym uśmiechem, obserwował całą sytuację. Dopiero po chwili Usui skojarzył fakty. Wiedział, że są narzeczeństwem, ale nie sądził, że już ze sobą śpią, zwłaszcza, że Morty zapewniał, że relacje pomiędzy tą dwójką są co najmniej zimne.
                Para nie wydawała się być zawstydzona nakryciem ich razem w łóżku. Choć sądząc po Annie, mogła swoje uczucia świetnie tuszować pod maską gniewu. Nadal spoglądała ze złością na nowoprzybyłego. Jednak teraz swój wzrok skierowała również na Yoh. Kątem oka zauważyła godzinę na budziku.
                – A ty coś taki zadowolony, Kotku? – spytała przesłodzonym głosem. Wszyscy wiedzieli, że to co za chwilę zrobi nie będzie miało nic wspólnego z romantyzmem. – Nie uważasz, że jest późno! Co to za wstawanie o dwunastej! Ty leniu patentowany! Wynocha na trening! Za godzinę mam widzieć obiad na stole! Masz godzinę słyszysz! Do mojego ulubionego hipermarketu jest akurat dziesięć kilometrów! Tam i z powrotem się przebiegniesz, akurat będzie rozgrzewka! – zwróciła się do narzeczonego. – A ty, skoro tak chętnie używasz furyoku, może byś zadbał o trening! Bieg z Yoh na pewno rozwinie twoje umiejętności i od uczy wchodzenia do mojego pokoju bez pukania! – warknęła na Horohoro.
                 Szamani zrobili zrezygnowane miny. Nie uśmiechał się im ten trening, ale dyskusja równała się z gorszą karą. Wiedzieli, że w jakiś magiczny sposób muszą się wyrobić, bo inaczej Anna ich ugotuje na obiad.
                Po chwili chłopcy opuścili dom. Anna została sama, jednak nie chciała zmarnować tego czasu. Musi ćwiczyć. Kino nie chciała jej trenować, jednak to nie szkodziło medium w pogłębieniu swoich umiejętności na własną rękę. Wyszła na podwórko. W miejscu, gdzie miał pewność, że nikt jej nie nakryję, przyciągnęła węża ogrodowego. Z jego wnętrza wylewała się lodowata woda. Dziewczyna usiadła po turecku, a strumień cieczy skierowała na swoje ciało. Wiedziała, że najważniejsze to zahartować ducha. Kyoyama nie powstrzymała się od wzdrygnięcia pod lodowatymi kroplami, w końcu jednak wyrównała oddech i wyciszyła umysł jak tylko umiała.
                Medytacja nie była dla niej łatwa tak jak kiedyś. Im więcej problemów w jej życiu, zmartwień, tym większy sprawiało jej problem zamknięcie się na środowisko zewnętrzne. Rozpraszało ją każde drgnięcie i szmer. Dziś jednak chciała od nowa się nauczyć. Czuła, że po dzisiejszej rozmowie z Yoh, uda jej się wrócić do poprzedniej formy.
                Pierwszy raz od bardzo dawna, poczuła jak furyoku swobodnie przepływa przez jej ciało. Po chwili zdawało jej się, że każdy mięsień, każda kość przestała istnieć. Pozostał tylko pustka i oczekiwanie na więcej duchowej energii. Jednak ta medytacja nie była jak te poprzednie. Dziewczyna poczuła, że jej dusza spada. Otworzyła gwałtownie oczy. Rozejrzała się. Jej wzrok z niedowierzaniem obiegł każdy fragment jej otoczenia. Z trudem rozpoznała Tokio. Po nowoczesnym mieście, ikonie dwudziestego pierwszego wieku pozostały tylko szkielety drapaczy chmur, gruzy i… zwłoki tysięcy tokijczyków. Gdzie się nie rozejrzała jej wzrok natykał się na zwęglone zwłoki, fragmenty kończyn. Twarze trupów nienaturalnie skrzywione, zastygłe w śmiertelnym strachu. Przerażona upadła na kolana i zaczęła szukać wśród ciał swoich bliskich. Jednak z  determinacją zaczęła podnosić ciała ułożone w stos z nadzieją, że nie znajdzie tam swoich przyjaciół. Cała ubrudzona krwią spoglądała w zmasakrowane zwłoki w dużym stadium rozkładu. Z opóźnieniem dotarł do niej zapach zgniłego mięsa i spalonego białka. Przez łzy nie zauważyła, że stanął przed nią rosły mężczyzna, o anielskiej urodzie. Uniósł nad nią ognisty miecz z zamiarem zadania ostatecznego ciosu. Anna zauważyła go za późno, nie miała szans na obronę. Zamknęła oczy, jednak cios nie nadszedł. Poczuła tylko lekkie odepchnięcie i brzdęk zderzającej się stali. Kobieta odważyła się spojrzeć na wroga. Jego atak odparła kobieta, również o wyglądzie anioła. Przynajmniej taki pozór stwarzała jej sylwetka. Na chwilę obróciła się w stronę Kyoyama’y, a wraz z tym ruchem jej długie, falowane, blond włosy kaskadą popłynęły na plecy ich właścicielki. Piękna kobieta przeszyła Annę czarnymi oczami, tak dobrze znanymi Kyoyama’ie . Dopiero po chwili medium rozpoznała w swojej obrończyni samą siebie.
                – Nadchodzi czas, byś ty stanęła do walki, Anno. Czas kresu jest bliski. Musisz się przebudzić!
                Anna nie za wiele zrozumiała ze słów swojej starszej wersji z wizji. Chciała jak najszybciej opuścić to miejsce. Nagle poczuła bol na przedramieniu. Przerażona spojrzała w czułe miejsce i zauważyła tatuaż wielkości dłoni w kształcie gwiazdy jedności. W tej chwili Kyoyama poczuła, że spada. Jednak nie otaczała ją cisza, jak wcześniej. Teraz słyszała szepty, mieszaninę słów, które rozdzierały jej czaszkę. Znała to dobrze. Reishi… Przypadłość, o której wolałaby zapomnieć, zdawała się do niej wrócić.
                Po chwili Kyoyama odważyła się otworzyć oczy. Znów znajdywała się w swojej rzeczywistości Jednak głosy nie ucichły, wręcz przeciwnie, wdzierały się do jej czaszki coraz intensywniej. Przeszył ją strach. Nie czuła się na siłach, by znów przeciwstawić się swojemu „darowi”. Przestała do niej docierać rzeczywistość, w pewnej chwili zapomniała kim jest, jej własne wspomnienia zaczęły się mieszać z myślami mieszkańców Tokio. Zimna woda, która nadal spływała na jej ciało, przestała robić na dziewczynie wrażenie. Umysł Anny się poddał, jej wzrok stał się pusty, przegrała z reishi.
                Jej ciało już nie wytrzymywało. Miała upaść, gdy nagle wokół niej pojawiło się ogromne światło, a z niego wyłonił się mężczyzna bardzo podobny do Yoh, jednak o dużo dłuższych włosach i bez charakterystycznych słuchawek. To on uklęknął przy Annie i złapał jej drobne ciało, chroniąc przed zderzeniem z zimną ziemią. Jego obecność przyniosła coś jeszcze. Głosy w głowie medium ucichły, jak za dotknięciem magicznej różdżki. Powoli podniosła wzrok, by rozpoznać źródło jej ukojenia. Jej oczy spotkały się z oczami czarnymi jak węgiel. Znała ten kształt, ale kolor tęczówek był zimny i nieprzenikniony. Mimo zmęczenia, myślała trzeźwo. Przed sobą miała zmarłego króla szamanów, albo jednak całkiem żywego, Hao Asakurę.