czwartek, 24 kwietnia 2014

Na zawsze...

    Ohayo!
Witam wszystkich po świętach J Jak wam one minęły? Mam nadzieję, że u was wszystko w porządku J Ja napisałam teraz  jednorazówkę… Strasznie słodką, więc pozwalam wam mnie zabić :P Wasze rozdziały na blogach i komentarze nadrobię jeszcze w tym tygodniu J Notkę dedykuję wszystkim moim czytelnikom, ale w szczególności- Shaman Hoshi- pamiętaj, że wciąż patrzę na twojego bloga z nadzieją, że zobaczę kolejną notkę, trzymaj się ciepło :)
Co do dzisiejszej pary to mam tylko jedno ale... To, że w tej notce jest Ren i Jeanne to nie znaczy, że w moim opowiadaniu też będą parą, ale również mogą być :P 
Dobra już kończę...
                                                                          ***
      On… Ren Tao… Mężczyzna przed, którym całe życie. Każda kobieta patrzy na niego z podziwem i pożądaniem. Już nie miał czuba na głowie… Na wspomnienie swoich włosów zawsze lekko się uśmiechał. Jego włosy sięgały połowy pleców i były na nie luźno opuszczone, rzadziej związane w koński ogon. Cały czas ćwiczył, toteż jego ciało było umięśnione. Był prezesem ogromnej firmy, na ogół bardzo poważnym. Ma wszystko… Każdy powie, że jego życie jest usłane różami. Jego firmy są rozproszone na każdym kontynencie. Sam mieszka w sercu Francji, Paryżu. Codziennie z okna ogromnego wieżowca patrzy na wieże Eiffla- symbol miasta zakochanych. Jego przyjaciele, choć mieszkają z daleka od niego, wciąż kontaktują się z nim, ma w nich ogromne wsparcie. W końcu narzeczona… Kochał ją… Chyba… Był zagubiony, sam nie wiedział co czuję, dlaczego jego życie mimo wszystko było takie puste! Dominique- kobieta, którą poznał w Paryżu, była marzeniem dla każdego mężczyzny. Francuzka- modelka, o pięknej, delikatnej twarzy, którą upiększał wiecznie widoczny uśmiech na jej malinowych ustach. Paryżanka była szczupłą i wysoką kobietą o długich, zielonych, falowanych włosach i pomarańczowych, kocich oczach. Do tego pochodziła ze znaczącej szamańskiej rodziny, dziewczyna to ucząca się jeszcze medium.  Kiedy ją poznał? Jakiś rok temu na balu charytatywnym. Wyglądała nieziemsko w niebieskiej, prostej sukience. Swobodnie się im rozmawiało… z czasem zostali parą. Ale czy tak było? Obawiał się, że dalej traktuje ją jak najlepszą przyjaciółkę.
***
     Ona… Jeanne… Kiedyś nazywana Żelazną Dziewicą… Co zostało z dawnej, zagubionej we własnej nienawiści dziewczynki?  Dalej lubi słodycze… Przeglądając w lustrze widzi ładną, zgrabną, kobietę o krótkich, prostych srebrnych włosach i czerwonych oczach. Teraz uśmiechnięta lekko, wygląda uroczo w dżinsowej mini i czerwonej  bluzce. Zrozumiała swoje błędy. Zrozumiała, że przez nienawiść straciła dzieciństwo. Zrozumiała, że zrujnowała życie innym… Tym, którzy ślepo za nią podążali. Jednak oni jej nie znienawidzili! Dalej ją kochają! Członkowie X-laws stali się jej rodziną… Z wyjątkiem jednego, przed którym musiała się ukrywać. Znienawidził ją za to, że przestała traktować Hao Asakurę jak największego wroga. Wierzyła w przemianę ognistego szamana. Teraz nikogo nie krzywdzi… Zresztą Yoh by mu nie pozwolił. Została psychologiem… Tak osoba, która nie mogła sobie nigdy poradzić ze swoimi emocjami, nienawiścią… teraz pomaga innym. Studia jej pomogły. Po turnieju miała zamiar odebrać sobie życie… Dalej nie może żyć z myślą, ile zabrała ludzkich istnień. Aktualnie jest sama… Po długim związku zerwała ze swoim narzeczonym, nie wyszło im… Uznał, że ukochana cos przed nim ukrywa… Domyślił się, że nie była z nim szczera. Ostatnio często przesiaduje przy oknie. Patrzy w dal… Na wieże Eiffla- w nocy jest taka piękna!
***
     Ren w końcu skończył pracę. Był wykończony… Pragnął dostać się do domu. Usłyszał ciche pukanie do drzwi. Myślał, że coś go trafi. Nie ma już siły na kolejnych klientów i nową partię dokumentów. Na jego szczęście w drzwiach pojawiła się jego piękna narzeczona. Uśmiechała się do niego promiennie. Podbiegła szybko do niego w swoich wysokich szpilkach i pocałowała go namiętnie.
-Tak to możesz witać mnie codziennie- szepnął do niej Tao.
     Dziewczyna uśmiechnęła się do niego promiennie i pogłębiła pocałunek.
-Wybierzemy się dziś wieczór  razem na kolację?- spytała Dominique z nadzieją.
     Ren lekko pobladł. Znów musiał jej odmówić. To nie tak, że nie chce, ale nie ma siły. Zresztą jak pomyśli jaka sterta dokumentów czeka na niego w domu to chce wyparować… zniknąć.
-Widzę po twojej minie Ren… Nie będę naciskać, ale jutro już się nie wywiniesz- powiedziała z wymuszonym uśmiechem kobieta.
-Kocham cię- wyznał i pocałował dziewczynę w policzek Tao- Odwieść cie do domu?
-Mam jeszcze tu pewne załatwienie. Nie martw się- powiedziała lekko zamyślona Francuzka.
     Chińczyk pocałował ją jeszcze na pożegnanie i wyszedł z gabinetu. Z biura do jego domu dzieliło go tylko dziesięć minut, toteż drogę do domu pokonywał pieszo. Lubił się przejść wieczorem… Mógł wtedy wszystko przemyśleć. Pobyć samotnie. Dominique wciąż mu powtarzała, że to niebezpieczne. Zaśmiał się lekko na myśl o jej przestrogach. Obok niego pojawił się Bason, ich twarze stały się bardziej poważne.
-Czujesz to?- spytał spokojnie Ren, ducha. Ten w odpowiedzi tylko pokiwał głową.
     Mężczyzna przyspieszył kroku. W końcu trafił w szukane miejsce. Pod drzewem leżała kobieta. Miała poranioną głowę, z której obficie sączyła się krew. Nad nią stał napastnik, szaman. Miał zakrytą twarz, a  w ręku trzymał pistolet, który celował w kobietę. Zupełnie taki jakim posługiwali się X-laws. Bason zrozumiał go bez słów. Po chwili byli już w pozycji bojowej oddzielając szamana od nieprzytomnej kobiety. Był wściekły. Ta kobieta była szamanką. Myślał, że Jeanne i X-laws zaprzestali atakować i zabijać innych. Jednak mylił się. Napastnik zaczął w niego celować. Ren precyzyjnie odbijał każdą kulę. Był w swoim żywiole. Dawno nie walczył ,a z guan dao czuł się wspaniale. W końcu to on zaatakował. Wyrzutek obił się kilkakrotnie o drzewa i zanim Ren zdążył się zorientować zniknął w ciemności. Był wściekły! Nienawidził  damskich bokserów, a co dopiero  X-laws. Podbiegł do dziewczyny. Ściągnął sweter, który przyłożył do jej głowy. Spojrzał na jej twarz. Mimo, że była umazano krwią zmieszaną z błotem była piękna i taka znajoma. Srebrne włosy, delikatne rysy twarzy… Nie mógł uwierzyć. Jeden z Wyrzutków zaatakował swoją panią…  kobieta, którą trzymał w ramionach… to Żelazna Dziewica Jeanne.
***
     Kobieta obudziła się dopiero kolejnego dnia. Była zdezorientowana. Rozejrzała się po pokoju. W pomieszczeniu znajdowało się tylko ogromne łóżko, na którym leżała, biurko, na którym stal laptop i półka z książkami. Po jej lewej stronie znajdowało się wyjście na balkon. Pomieszczenie było bardzo jasne… zielone ściany i kremowe panele. Największa niespodzianka  znajdowała się  jednak po jej prawej stronie. Na czarnym fotelu spał nieznany jej mężczyzna. Spojrzała na swoje ręce. Dziewczyna zapomniała. Zapomniała o wszystkim. Zapomniała, kim jest.
     Chińczyk nagle obudził się. Spojrzał z zaciekawieniem na kobietę. Chciał się odezwać, ale ona przerwała mu.
-Kim jestem?- spytała niepewnie.
     Źrenice chłopaka poszerzyły się ze zdziwienia. Popatrzył niepewnie na Francuzkę. Czyżby aż tak mocno uderzyła się w głowę?
-Nie pamiętasz?- odpowiedział pytaniem na pytanie Ren.
      Srebrnowłosa pokręciła przecząco głową. Tao powiedział jej najistotniejsze informację, kim jest, co to szamaństwo i jak ją znalazł. Dziewczyna patrzyła na niego z zaciekawieniem, zwłaszcza wtedy, gdy zobaczyła ich duchy stróże. Tao ominął fakt, że dziewczyna była przywódcą Wyrzutków. Nie chciał jej w jakikolwiek sposób denerwować. Na koniec uśmiechnęła się do niego promiennie.
- Czyli jesteś rycerzem? Ratujesz damy z opresji- powiedziała podekscytowana Jeanne. Ren lekko zarumienił się, ale szybko potrząsnął głową –Masz może czekoladę?- spytała ze słodka miną Żelazna Dziewica.
     Ren spojrzał zdziwiony na kobietę. Zaczął się śmiać. Był to prawdziwy śmiech jakiego nie było widać na jego ustach od dawna. Wyszedł pośpiesznie z pokoju i przyniósł dziewczynie tabliczkę czekolady. Srebrnowłosa pośpiesznie chwyciła słodycz do rąk i zaczęła się nią rozkoszować. Na jej twarzy malował się ogromny uśmiech.
-Musimy iść do lekarza Jeanne. Nie mogę puścić cię teraz nigdzie samej- uśmiechnął się lekko do niej Tao i wyjął telefon.
     Dosłownie nie wiedział co robić. Tak on… Ten co ma zawsze plan B! W jego głowie rodziły się wciąż to nowe pytania. „Dlaczego jakiś Wyrzutek chciałby zabić Jeanne? Co powie Dominique? Cholera!” Spojrzał jeszcze raz na Żelazną Dziewice. Nie mógł uwierzyć, że osoba, która podczas Turnieju Szamanów siała postrach, teraz jest bezbronna, taka delikatna… jak dziecko.
-Muszę teraz wyjść Jeanne do pracy. Proszę zostań tutaj do mojego powrotu. Potem pójdziemy do doktora. Tylko błagam nie wychodź- poprosił kobietę- Salut!*
-Salut!- odpowiedziała ze smutną miną- Będziesz za niedługo?- spytała niepewnie.
-Nim się obejrzysz już będę- zapewnił, rozumiał obawę kobiety, dość, że nic nie pamięta, to jeszcze ktoś pragnie jej śmierci- Czuj się jak u siebie- powiedział i wyszedł z domu.
     Gdy tylko przekroczył próg swojego domu, zobaczył twarz swojej dziewczyny. Była wściekła.
-Wiesz, że jesteś spóźniony na rozmowę z panem Morellet. Jest mega wściekły- krzyknęła Dominique.
-Przepraszam… Miałem ważną sprawę do załatwienia- wyrzucił z siebie zmieszany szaman.
     Nie mógł powiedzieć dziewczynie prawdy, ona by go zabiła… Dość, że w jego mieszkaniu była kobieta, to do tego jeszcze Żelazna Dziewica. Nie, nie… Dominique nie mogła się tego dowiedzieć.
***
     Dziewczyna z dwie godziny kręciła się po domu. Nudziło jej się… Ren miał zbyt mało słodyczy jak dla niej... Podeszła do jego biurka. Stało na nim zdjęcie oprawione w prostą, drewnianą ramkę. Wzięła je delikatnie do ręki. Był na nim Tao w towarzystwie pięknej kobiety… Dominique. Na jej ustach malował się piękny uśmiech, na jego coś bardziej na kształt grymasu. Jeanne popatrzyła na parę ze smutkiem. Nawet nie wiedziała dlaczego… Czyżby Ren jej się podobał?  Odrzuciła od siebie tą myśl, przecież nawet go nie znała. Spojrzała przez okno… jakiś mężczyzna kręcił się pod domem. Poczuła od niego coś dziwnego. Przestraszyła się… Poczuła w sobie dziwną siła. „To chyba furyoku… Jakie mile uczucie”. W tym momencie teleportowała się pod sam budynek firmy Tao.
     Podbiegła szybko do sekretarki i uśmiechnęła się do czarnowłosej kobiety.
-Bonjour! Jest pan Tao?- spytała brązowookiej pracownicy.
- Niestety ma spotkanie i nie może z nikim rozmawiać- powiedziała oschle sekretarka.
      Jeanne ścisnęła pięści i mimo protestów czarnowłosej ruszyła do gabinetu Rena. Bała się zostać sama, nie chciała zostać znów skrzywdzona, marzyła by poczuć się bezpieczną. W tym momencie co miała pukać do pokoju, wyszedł z jakimś staruszkiem Ren. Popatrzył na nią zdziwiony. Zamrugał oczami, a dziewczyna witając się z rozmówcą Tao, wtuliła się do złotookiego. Mężczyzna zaczerwienił się lekko, miał ją odepchnąć, ale poczuł, że jego koszula staje się mokra od łez. Jej łez…
-Przepraszam pana, nie dałam rady jej zatrzymać- powiedziała zakłopotana pracownica.
-Nic się nie stało Charlotte. Możesz wrócić do pracy- powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu- Dziękuje panu za spotkanie i przepraszam za zamieszanie- zwrócił się poważnie do towarzysza.
-Nic się nie stało. Również dziękuje. Au revoir!- pożegnał się starszy mężczyzna. Ren grzecznie odpowiedział i kazał odprowadzić sekretarce Francuza do drzwi.
     Chińczyk wszedł z Jeanne do gabinetu. Spojrzał na nią gniewnie, ale jego oczy złagodniały, gdy zobaczył jej łzy.
-Nie możesz tu tak po prostu przychodzić!- pouczył ja Ren, jednak gdy zobaczył kolejne słone krople spływające po policzkach kobiety, dodał- Proszę, tylko nie płacz- podał jej chusteczki- Co się stało?
-Ja… Ja nie chcę zostać sama. On… On tam był- plątała kobieta.
-Jaki on?- spytał złotooki. Dalej nie wiedział dlaczego dziewczyna tu przyszła.
-On… Miał takie czarne światło- powiedziała kobieta.
     Spojrzał na nią uważnie. To światło to chyba aura. Ale… to znaczyło, że napastnik chce dokończyć swoje zadanie. Jeanne jest w wielkim niebezpieczeństwie. W jego głowie rodziło się kolejne pytanie… „Jak ona się tu w ogóle dostała?”.
-Jeanne… Skąd wiedziałaś gdzie pracuje?
-Nie wiem… Chciałam być tylko obok ciebie i się tu znalazłam- powiedziała niewinnie jak dziecko.
     Była taka bezpośrednia… Ren znów się lekko zarumienił. Nie rozumiał swojego postępowania. Przy Dominique w ogóle się tak nie zachowuje, a przy niej. Dopiero po chwili zrozumiał, co powiedziała do niego kobieta. Nieświadomie się teleportowała.
-Teleportowałaś się- powiedział do niej lekko, ona otworzyła szerzej oczy.
     Nagle wstał i podszedł do szafki. Zaczął w niej strasznie grzebać. W końcu trafił na swój cel. Wyjął stamtąd paczkę miętówek. Jedyne co mógł dać srebrnowłosej. Nic innego nie miał. Dziewczyna nagle uśmiechnęła się do niego szerzej przez łzy. I zaczęła odpakowywać miętowe cukierki. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Ktoś nie czekając na pozwolenie Rena, wbiegł do pokoju. Dominique… Rzuciła się na szyję chłopaka. I zaczęła go całować.  Jeanne popatrzyła na nich z niesmakiem. W jej oczach była widoczna nienawiść do Francuzki. W końcu oderwali się od siebie i modelka zwróciła łaskawie wzrok na czerwonooką.
-Kim ona do cholery jest?- spytała wściekła Tao.
     Wtedy przyjrzała się bliżej kobiecie. Popatrzyła z lekką obawą na Jeanne.
-To nie tak…- zaczął Ren
-Co tu robi Żelazna Dziewica?- spytała zdenerwowana kobieta.
-Wszystko ci powiem- zaczął.
-Mam nadzieję- przerwała mu dziewczyna.
-Jeanne, zostań tu na chwilę, za niedługo wrócę- powiedział spokojnie Tao, ignorując wściekłe spojrzenie Dominique.
***
     Rozmowa jaką przed chwila przeszedł Tao, była jedną z najgorszych w jego życiu. Dominique wściekła się na niego nie na żarty. Nie pomogły jego wyjaśnienia. Sam był na nią nieźle zagniewany. Wyleciała mu z tekstem „Po co jej pomagałeś! Nie zasługiwała na to!”. Nie spodziewał się tego po niej. „Ona nie byłaby zdolna do takich słów!”
     Znów podeszła do niego sekretarka. Poinformowała go, że jakiś mężczyzna chce z nim rozmawiać. Zgodził się od niechcenia. W jego stronę szedł dumnie Marco. Nic się nie zmienił. Dalej wyglądał na tego samego, zapatrzonego w siebie dupka. No może na jego twarzy było trochę więcej zmarszczek. Tao z chęcią rzuciłby się na niego. Nie cierpiał go… Jednak w tej chwili był dla niego błogosławieństwem, ona tak szanował i kochał Jeanne. Na pewno jej pomorze.
-Witaj Marco- odezwał się pierwszy Chińczyk.
-Gdzie jest panienka Jeanne?- spytał lekceważąco Wyrzutek, zbyt lekceważąco, jeśli chodzi o kwestie Żelaznej Dziewicy.
     Ren był wściekły. Nie życzył sobie takiego traktowania. Coś, jednak bardziej go niepokoiło. Zachowanie okularnika było co najmniej dziwne.
-Pamiętaj Marco, że jesteś w mojej firmie- powiedział ostrzegawczo złotooki, ten prychnął lekceważąco.
     Nagle drzwi do gabinetu otworzyły się. Stała w nich Jeanne. Zwróciła wzrok na Marco, jej oczy wypełnił strach. Osłupiała ze strachu. Teraz Ren wiedział… To Wyrzutek, który zaatakował Jeanne. „Ale dlaczego to zrobił?”
-Odejdź od niej Lasso!- warknął Ren.
-Wiesz co chciałem być miły, ale mi na to nie pozwalasz chłopcze- odpowiedział spokojnie Włoch.
     Za okularnikiem pojawił się jego duch, anioł Michał. Szybko wykonał kontrole ducha i wycelował swój pistolet w Chińczyka. Uśmiechnął się lekko w stronę Jeanne. Był to uśmiech pogardy. Ren nie był dłużny, obok niego pojawił się Bason, po chwili Tao przykładał swoje guan dao do szyi Włocha.
-Jeanne dziś zginiesz, obiecuje- powiedział do przerażonej dziewczyny Lasso- Kochałem cię!- wyrzucił z siebie- Ale ty z świętej panienki, stałaś się demonem! Uznałaś, że źle postępowaliśmy! Niby teraz jest lepiej, jak patrzymy na uśmiechającego się pogardliwie Hao!
-Jeanne wejdź do gabinetu- powiedział Tao do srebrnowłosej, dziewczyna jednak patrzyła wciąż pusto w przestrzeń- Już- warknął. Dziewczyna się ocknęła i szybko znalazła się w koncie gabinetu.
      Mężczyźni stanęli do wali. Marco wykonał pierwszy strzał. Ku zdziwieniu Rena, patrzył tylko na pędzącą kulę. Mężczyzna bez problemu rozciął ją na połowę. Jednak one szybko się ponownie uniosły i nim Tao zdążył się zorientować pędziły wprost na niego. Nie było możliwe by Chińczyk się obronił. Nagle w pomieszczeniu pojawiło się ogromne światło. Jego źródłem była Jeanne. Marco obił się o ścianę. Dziewczyna podchodziła do niego z coraz większą furią. Wyglądała teraz pięknie, a zarazem strasznie jakby była boginią zemsty. Zbliżała się z twarzą pełną nienawiści do byłego sługi. Pobiegł do niej Ren. Złapał ją w pasie.
-Będziesz tego żałować Jeanne- szepnął jej do ucha.
     Dziewczyna otrząsnęła się z transu. Światło zniknęło, zemdlała, mężczyzna trzymał ja w silnych ramionach.
-Nie zbliżaj się do niej. Następnym razem jej nie powstrzymam- warknął do niego złotooki.
-Uaktywniła moc- powiedział zszokowany Marco- Niemożliwe, nawet wtedy w parku nie zaatakowała mnie. Niemożliwe- szeptał do siebie niczym szaleniec- To ty! Ona chciała cie bronić! Zakochała się w tobie!- powiedział triumfalnie Lasso.
     Ren obdarzył go już ostatnim zdziwionym spojrzeniem i zostawił go samego.
***
Jeanne obudziła się znów w ogromnym łóżku Rena. On cały czas na nią patrzy. Z troską i radością… Spojrzała na swoje ręce… Czuła, że ma na nich krew. Jej oczy zaszły łzami. Przypomniała sobie to uczucie. Nienawiść…
-Ja jestem potworem! Brzydzę się sobą! Nie patrz na mnie!- krzyknęła zrozpaczona kobieta, zakrywając twarz dłońmi.
     Chłopak lekko złapał jej ręce i leciutko otarł jej łzy. Uśmiechnął się do niej, jak tylko potrafił.
-Nie jesteś potworem. Każdy popełnia błędy. W każdym trzeba dostrzec dobro- powiedział do niej spokojnie. Nawet nie zauważył, że użył słów Yoh.
-Ja to czuje! Jestem morderczynią!- krzyknęła zrozpaczona.
     Chłopak popatrzył smutno za okno. Zamyślił się na chwile. W końcu odważył się.
-Też nim jestem Jeanne- powiedział, patrząc na srebrnowłosą pustym wzrokiem. Dziewczynie poszerzyły się źrenice- Ale ktoś odnalazł we mnie dobro. Mój przyjaciel… Ja też widzę je w tobie- zapewnił ją z lekkim uśmiechem- Mam coś dla ciebie- powiedział i podarował ogromną tabliczkę czekolady kobiecie. Oboje uśmiechnęli się do siebie wesoło.
***
     Minął miesiąc od ataku na Jeanne. Francuzka dalej nie odzyskiwała pamięci. Lekarz kazał tylko cierpliwie czekać. Stres pourazowy… Dominique mu wybaczyła, zaakceptowała, że jej chłopak opiekuje się srebrnowłosą. Było to dość dziwne, ale cóż… Ren czuł się szczęśliwy. Dawno się nie śmiał. Jeanne potrafiła przewrócić jego życie do góry nogami. Nieraz karcił się w myślach, coraz częściej pragnął by kobieta została z nim na zawsze.
     Pewnego wieczoru Ren szybko przemierzał drogę do pracy. Zapomniał laptopa. Przechodził koło pewnej restauracji. Mimowolnie popatrzył na rozświetlone pomieszczenie. To co zobaczył, wymierzyło mu siarczysty policzek. Przy jednym ze stolików siedziała Dominique i całowała jakiegoś mężczyznę. Ona też odwróciła się w stronę Rena. Jej oczy wypełnił strach. Wybiegła z restauracji. Tao przyśpieszył kroku. O dziwo nie bolała go zdrada, nie miał złamanego serca, bolała go jedynie duma. Czy kochał modelkę? To raczej nie była miłość, może przyjaźń. Paryżanka dobiegła do Tao i złapała go za rękę, on się nawet do niej nie odwrócił.
-To nie tak jak myślisz!- krzyczała.
-A jak Dominique? Jak? Proszę cię skończmy tą szopkę! Już dawno oddaliliśmy się od siebie!- krzyknął urażony Chińczyk.
     Dziewczyna spuściła głowę. Nie sądziła, że usłyszy coś takiego. Taką, osłupiałą, zostawił ją Ren idąc szybkim tempem do biura.
     Gdy wrócił do domu, mimowolnie zwrócił swoje kroki do sypialni Jeanne. Lubił patrzyć jak śpi. Dziś poczuł ulgę. W końcu wie na czym stoi. Oczywiście bolało go, że osoba, której ufał oszukiwała go, ale jednak… o dziwo nie miał złamanego serca. Dziewczyna poruszyła się niespokojnie. Miała chyba jakiś koszmar. Szybko podbiegł do niej i mocno przytulił. Nie budziła się… Z jej oczu ciekły łzy, znów pojawiło się to dziwne światło, by w momencie zniknąć. Dziewczyna uspokoiła się. Mocno chwyciła się szyi Rena. Popatrzyła na niego oczami pełnymi ulgi.
-Ren ja… pamiętam- szepnęła niepewnie.
     On popatrzył na nią smutno. Bał się, że to oznacza koniec tego wszystkiego. Jeanne popatrzyła na niego z troską.
-Co się stało?
     Chciał zaprzeczyć, ale uznał, że to nie miało większego sensu.
-Zerwałem z Dominique- rzekł, nad wyraz spokojnie.
-Przykro mi- odparła i mocniej wtuliła się do niego.
    Poczuł ogromne ciepło. Nigdy czegoś takiego nie czuł. Pochylił się nad dziewczyną. Pocałował ją delikatnie. Ich uczucia w końcu mogły wypełnić ich oboje. Ten pocałunek wyrażał wszystkie emocje tej dwójki… Tęsknotę, trwogę, radość… a przede wszystkim miłość.
-Kocham cię Jeanne- szepnął Ren.
-Ja też cię kocham Ren- odparła.
Miesiąc później:
     Lot do Japonii szczęśliwej parze minął niezwykle szybko. W końcu stanęli pod właściwymi drzwiami, we właściwym mieście. Drzwi otworzyła im blondynka o długich falowanych włosach i czarnych oczach. Ren ledwo rozpoznał w kobiecie, Annę.
-Witaj Anno!- powitała kobietę, para.
     Blondynka popatrzyła zdziwiona szczególnie na kobietę.
-Twoją tajemniczą wybranką jest Żelazna Dziewica Jeanne, Ren?- spytała zaskoczona.
-Jak widać- odparł spokojnie.
     W domu Asakury czekały ich podobne spojrzenia. Nikt nie mógł uwierzyć, że jego dziewczyną jest Jeanne. Może z wyjątkiem Yoh. Francuzka najbardziej dogadała się z Jun. Może ze względu na to, że była siostrą Tao. Nie potrwało długo przyzwyczajenie się zespołu do  przywódcy X-laws.
     Do salonu wszedł Hao. Ludzie spoglądali to na nią, to na niego. Dziewczyna uśmiechnęła się do szamana pogodnie. Na twarzy Asakury było widać ogromne zdziwienie. Podała mu dłoń.
-Przepraszam- wyszeptała do jej byłego wroga.
     Ten nie mógł uwierzyć w jej słowa. Ona ich już nie powtórzyła, duma jej na to nie pozwalała. Ren podszedł do niej i objął w tali. Uśmiechnął się do niej porozumiewawczo. Wiedział, że przeprosiny były dla dziewczyny wystarczająco ciężkie.
     Po chwili znów Choco palnął cos głupiego i zapanował ogromny harmider. Ren korzystając z zamieszania, pocałował swoją wybrankę. Nie wyobrażali sobie życia bez siebie. On był dla niej, ona była dla niego. Na zawsze…
###


*Salut- Cześć po francusku