środa, 24 grudnia 2014

"Zawsze razem"

Witajcie!
          Z góry przepraszam za tę miniaturkę. W ogóle nie jest świąteczna i pewnie pomyślicie sobie, że jestem psychopatką, albo mam depresję. No cóż... Wena nie sługa :)
          Notkę dedykuje Majo Kurocho z bloga :http://shaman-king-ice-heart.blogspot.com/ Postać głównej bohaterki i jej historia jest zaczerpnięta z tego opowiadania.
Wszystkim życzę Wesołych Świąt :) I jeszcze raz przepraszam za tę miniaturkę ;)
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
###
         Podnoszę łuk na wysokość oczu, drżącymi rękami celuje go prosto w głowę Asakury. Dlaczego mnie spotkał taki los? Musiałam się zakochać akurat w nim. Boże, dlaczego wiedząc, że to istny demon, złączyłeś nasze drogi! Dlaczego mnie obdarzyłeś tym przeklętym przeznaczeniem! Nigdy nie byłam silna. Łzy cisną się do moich oczu. Obok mnie pojawia się moja matka. Kładzie mi swoja dłoń na ramieniu. To ona mnie przekonała do tego kroku. Już zdecydowana, miałam na oślep puścić lodową strzałę, gdy poczułam ogromny ból w okolicy brzucha. Upadam, dotykam ręką miejsca mojego cierpienia. Serce... Czemu tak bardzo boli, a nawet nie krwawi. Wypluwam metaliczną ciecz, która wypełnia moje usta. Dotykam brzucha. Moja dłoń zabarwia się na czerwono, jednak to nie jest krew Hao. Należy do mnie. Kątem oka zauważam, sprawczynie mojej rany. Mała słodka Opacho, patrzy na mnie ze łzami. Jej usta mówią: "Przepraszam Nee-san". Wiedziałam, że zawsze stanie po stronie Hao. Uśmiecham się do niej, cieszę się, że nie musiałam go zabić. Tak bardzo go kocham. Tak bardzo chciałam mu to wyznać. Podchodzi do mnie, czy na jego twarzy widzę rozpacz. Podobno on nic nie czuje. Pada na kolana i delikatnie ociera moje łzy.
          -Kocham cię Jackie. Dlatego nie możesz żyć, moja miłość jest tylko przeszkodą- powiedział, zamykając mi usta pocałunkiem.
          Jeśli tak ma wyglądać śmierć, to jestem szczęśliwa. Już nie czuje bólu. Kocha mnie. Tylko wspomnienia, próbują się przebić przez mój otumaniony umysł.
Zawsze będziemy razem...
Czy razem umrzemy?
Tak... z losu nakazem,
Z nim w parze idziemy.
***
          -Mamo!- krzyczała mała, zielonooka dziewczynka. w jej osobie rozpoznałam siebie w wieku pięciu lat. Jak zwykle z ogromnym uśmiechem, biegająca bez sensu tam i z powrotem- Możemy dzisiaj nie trenować?!
          -Aisuaro! Musisz ćwiczyć. Chodź tu!- zawołała, wskazując na swoje kolana. Cóż mimo, że marszczyła gniewnie brwi, nigdy się jej nie bałam. Mama była zawsze kochającą i delikatną kobietą, ale w tym momencie jej głos wypełniała nutka strachu. Posłusznie usiadłam na kolana kobiety i zatopiłam się w jej zielonych oczach. Identycznych jak moje- Jesteś już dużą dziewczynką i masz prawo wiedzieć o pewnych sprawach. Pewnie zauważyłaś, ze jako jedyna w wiosce jesteś szamanką i potrafisz kontrolować moce lodu. Kochanie to nie jest przypadek! Los obdarował cię przeznaczeniem! Jesteś Wybrańcem. To ty w przyszłości masz pokonać Hao Asakure. Najpotężniejszego Szamana jaki istnieję. Niestety, zaprzedał on duszę istotą podziemia. Aisuaro obiecaj mi, że jak mnie zabraknie, będziesz nadal ćwiczyć i nikomu nie wyjawisz kim naprawdę jesteś!- dokończyła poważnie, tuląc mnie do piersi.
          Wtedy nie rozumiałam tych słów. Bez zastanowienia wypowiedziałam słowa przysięgi. Potem poczułam tylko twarz mamy, wtapiającą się w moje włosy i jej łzy, które spływały po mojej twarzy. Mama nigdy nie płakała. Cóż mogłam zrobić. Mocniej przytuliłam matkę.
Prawda cię wyzwoli,
Ewentualnie zabije.
Wyrwie z jarzma niewoli,
Albo po prostu dobije.
***
         Skąd mama to wszystko wiedziała... Nie wiem, nie powiedziała mi nigdy. W wieku sześciu lat straciłam wszystko. Wioskę pełną Ludzi Śniegu, zabiło to co było zarazem ich  miłością, jak i przekleństwem... Śnieg. Ogromna lawina zabiła wszystkich, z wyjątkiem mnie. Jednak moja mama mnie nie opuściła. Ukazała mi się jako duch i automatycznie stała się moim duchem stróżem. Teoretycznie to ja ją wybrałam. Praktycznie to ona mnie do tego zmusiła. ^_^
           W takim stanie: zapłakaną i zmarzniętą, odnalazł mnie Hao. Nie tylko ja zataiłam fakt, kim jestem. On też przedstawił się jako Zeke. Gdybym tylko wiedziała kim on jest. Uratował mi życie, ale nie wyjawiłam mu całej prawdy. Wiedział, że jestem szamanką, o wyjątkowym duchu stróżu. Nie mógł się nadziwić,że moim stróżem jest Człowiek Zimy. Na początku, zastanawiał się nad moim podobieństwem z mamą, ale gdy nic nie wykombinował przestał nad tym rozmyślać. Od tego czasu mówiono na mnie Jackie, Hao uznał, że to imię do mnie pasuje.
Czy już wtedy cię kochałam?
Nie wiem, ale skąd to ciepło?
To czemu wciąż kłamałam?
Czemu moje serce krzepło?
***
         To był 24 grudnia, postanowiłam zrobić niespodziankę mojemu przyjacielowi. Chciałam mu się za wszystko odwdzięczyć. Przygotowałam kolację z pomocą mamy, albo raczej ona zrobiła moimi rękoma. Wszystko zapięłam na ostatni guzik, przynajmniej wszystko co była w stanie zrobić sześciolatka. Pobiegłam szukać Zeke, co nie było trudne zawsze przesiadywał w tym samym miejscu. Był to wielka skała na skraju urwiska. Zawsze mu mówiłam, że to niebezpieczne miejsce, ale w końcu i mnie zaczarowało.
         -Zeke możesz zamknąć oczy?- spytałam niewinnie, nerwowo rozglądając się na boki.
         -A dlaczego?-spytał z udawanym zaskoczeniem, chyba wiedział co się święci.
         -Mam niespodziankę dla ciebie- odparłam, cała czerwona.
         Hao zaśmiał się krotko na moją reakcję, zamknął oczy i posłusznie złapał moją dłoń, poruszając się krok za mną. Ja z ogromnym uśmiechem prowadziłam go do naszykowanego stołu. Gdy już byliśmy przy stole kazałam mu otworzyć oczy. Przez chwile miałam wrażenie, że w tych czarnych, zimnych oczach, pojawiły się wesołe ogniki, rozświetlające jego tęczówki na brązowo. Niestety tylko na chwilkę, mimo wszystko uśmiechnął się i przytulił mnie do siebie. Po raz kolejny poczułam gorąco na policzkach.
           -Dziękuję, nikt nigdy nie zrobił dla mnie czegoś takiego Jackie- odparł- Byłem sam- dopowiedział, jakby sam do siebie.
           -Już nigdy nie będziesz sam Zeke. Od dziś będziemy wszystko robić razem- powiedziałam wesoło. 
W tę Wigilijną noc wszystko robimy razem,
Obiecałam,że wszystko, nawet umrzemy.
I tak się stało, z prawem i losu nakazem,
Nasze życia nawzajem, razem tniemy.
***
           Dużo później, gdy miałam z jedenaście lat, zaczęłam coś podejrzewać. Widziałam z jaką pogardą mój Zeke odzywa się do ludzi. Tłumaczyłam to jego złą przeszłością, mimo że moja mama ciągle mnie ostrzegała. Czuła jego ogromne furyoku. Poza tym do obozu zjeżdżały się coraz bardziej podejrzane osoby. 
           To było lato. Postanowiliśmy iść na zakupy. Mieszkaliśmy wówczas w RPA. Hao miał przeczucie, że poznamy tu wyjątkową osobę. Zgubiliśmy się. Trafiliśmy na ulicę pełną bezdomnych. Zeke chyba wiedział, co tu znajdziemy,ale ja byłam przerażona. Czarna ulica, przesiąknięta ludzkim  strachem i kurzem. Powybijane szyby, wyłamane drzwi. Smród dymu i alkoholu.Ta sceneria, każdego napawała lękiem i współczuciem. Mijaliśmy głodne dzieci, chorych starców. Istne piekło.   Nagle zauważyliśmy, uciekające dziecko. Może czteroletnia, słodka dziewczynka o ciemnej karnacji i afro. Gonili je jacyś chuligani.Widziałam, że dziecko trzyma w ręku kawałek chleba, chyba ukradziony. Podbiegłam do niego i wzięłam na ręce. Jeden już się zamachnął, czekałam na cios, gdy Zeke stanął pomiędzy nami, a tymi gościnami i złapał  rękę tego typa. Jak się można było spodziewać Hao sprał ich straszliwie, a mała Opacho została z nami. Udaliśmy się do Ameryki. 
W złu dostrzegam blask
W świetle dostrzegam cień
Czynię dobro o brzasku
Niszczeje jak stary pień
***
         Tuż przed samym turniejem coraz to nowi szamani przyłączali się do naszej grupy. Moja mama była coraz bardziej podejrzliwa. Nie ufała mojemu przyjacielowi. Wciąż mi mówiła, że muszę uciekać, że on najprawdopodobniej jest Hao Asakurom.
           -Kochanie to ten czas, musisz opuścić obóz. Znasz swoje przeznaczenie. Musisz zabić Hao. Trenowałaś cały czas. Wierzę, że ci się uda. Zeke naprawdę zrobił z ciebie prawdziwą wojowniczkę, ale przebywanie z nim jest coraz bardziej niebezpieczne- stwierdził pewnego razu mój Duch Stróż.
           -Nie zostawię go! On taki nie jest!- krzyknęłam wściekła.
           -Nie widzisz tego! Ty go kochasz! Im dłużej z nim będziesz, tym gorzej dla ciebie! Myślisz, że on też coś do ciebie czuje?! Jestem pewna, że już wie kim jesteś i planuje jak się ciebie pozbyć!
           -Jestem pewna, że odwzajemnia moje uczucia!
           -To może go spytaj!
           -A żebyś wiedziała, że tak zrobię!
           Szkoda, że jej wtedy nie posłuchałam, może nikt nie złamałby mi serca. Może bym się odkochała... Nie! To niemożliwe! Spędziłam najwspanialsze dzieciństwo, nie potrzebuje nic więcej. Dzięki tym doświadczeniom mogę odejść spełniona. Szkoda, że nie walczyłam o jego duszę.
           Poszłam szukać Zeke. Odnalazłam go w naszym miejscu. Na tej samej skale co zawsze.
           -Witaj Jackie!- powiedział z uśmiechem, który był przeznaczony tylko dla mnie i Opacho. To nie było to ironiczne wykrzywienie ust, którym obdarzał popleczników.
           -Hao... Powiedz mi co będziesz chciał zrobić z władzą Króla Szamanów? Podzielisz się z nią z kimś?- spytałam z ogromnym rumieńcem. Hao złapał się za podbródek w geście zadumy.
            -W sensie z Królową Szamanów? Tak... Już wybrałem... Anna Kyoyama da mi silnego potomka.
            Nie słyszałam dalej. Mówił coś, ale już nic nie czułam. Nie chciałam płakać. To było  coś gorszego. Ogromna pustka, która przeszyła mnie na wskroś
Co boli bardziej? Ból fizyczny
czy psychiczny? Serce złamane?  
Co to w ogóle ból psychiczny?
Moje uczucia całkiem popękane.
***
         Swoje smutki wypłakiwałam w towarzystwie mamy, choć nie miałam ochoty z nią rozmawiać. Miała rację, a ja jak zwykle przeceniałam swoje możliwości. Dla Zeke byłam siostrą i tylko siostrą. Jak mogłam myśleć, że będzie coś więcej. Moje przemyślenia przerwał gwałtowny wybuch. Ktoś atakował. Szybko wzięłam swój łuk i strzały, równocześnie wykonując kontrole ducha. Wybiegłam z namiotu, tam już czekał na mnie Hao. 
          -Wracaj do namiotu. To nie twoja walka Jackie!
          -Nie zostawię cię!-krzyknęłam w odpowiedzi.
          -Właz do tego cholernego namiotu!-wrzasnął. Nigdy tak się do mnie nie zwracał. Był przerażający.
           Naszą kłótnie przerwał delikatny głos jakiejś dziewczyny. Miała bardzo smutny wyraz twarzy, w normalnej sytuacji byłby mi jej szkoda, ale teraz wydawało mi się, że jest ona istnym złem. Na jej smukłym ciele widniała gotycka... Chyba gotycka... sukienka. Miała piękne długie srebrzysto-białe włosy i kontrastujące z jej niewinnym wyrazem twarzy krwiste oczy. Bardzo piękna, a zarazem tajemnicza dziewczyna.
          -Więc to prawda, że masz jakieś ludzkie uczucia Hao?-spytała jakby niepewnie- Ta dziewczyna. Powiedziałeś jej chociaż kim jesteś.
           Hao... Hao Asakura... Nie mogłam w to uwierzyć. Mój Zeke... mój brat... mój ukochany był moim przekleństwem, osobą, którą musiałam zabić.
          -Tak Aisuaro. Twój przyjaciel- wypowiedziała z pogardą dziewczyna- To morderca, wcielenie demona! Jestem tu by go zniszczyć!
           Zniszczyć... Nie rozumiał jak ktoś mógł chcieć zabić mojego ukochanego braciszka? Nie mogłam uwierzyć, że ten troskliwy chłopak to zimny morderca. Spojrzałam na Zeke. W jego oczach widziałam zimną obojętność.
           -Gdzie zgubiłaś swój "mały domek" Jeanne, a gdzie X-Laws. Zostawili swoją Święta Panienkę, Żelazną Dziewicę?- spytał z pogardą. Mówił to całkiem obcy człowiek, jakbym go nigdy nie znała.
            Nawet nie zwróciłam uwagi na rozpoczynającą się walkę. Jakby cały świat przestał istnieć. Poczułam jak tracę kontrole ducha, moja matka pojawiła się obok mnie. Wiedziała co się święci. Krzyczała coś do mnie, pewnie gdyby żyła zaczęłaby płakać. Ziemia pod moimi stopami zaczęła zamarzać. Nagle zaczął w ekspresowym tempie zbliżać się do białowłosej. Nie potrafiłam tego kontrolować. Zeke odwrócił wzrok. Popatrzył na mnie zdziwiony. Traciłam kontrole, wiedziałam, że jeśli nie przestane mogę wywołać kolejną Epokę Lodowcową. Nagle poczułam, ze czyjaś ciepła dłoń splata się z moją. Lód zaczął topnieć. Tak... Hao miał moc ognia. Dlatego ja jako ostatni żyjący Człowiek Zimy, mogłam go zabić. Ciepło rozeszło się po moim ciele. Zeke mocno mnie przytulił i pocałował. to był nasz pierwszy pocałunek. Delikatny, a zarazem przekazujący całą naszą rozpacz. Uciekłam. Musiałam się przygotować na nieuniknione. To taką zrozpaczona odnalazła mnie Opacho. 
          -Nee-san dlaczego płaczesz?-spytała.
          -Opacho musisz mnie posłuchać- zaczęłam, kucając na przeciw niej, tak by zrównała się z moim wzrostem- Cokolwiek się stanie musisz być z Nii-sanem. Nawet jak będzie udawał, że nikogo nie potrzebuję. On jest teraz bardzo samotny. Zawsze musisz poprzeć go, nie mnie. Pewnie jesteś ostatnią osobą, której szczerze na nim zależy- skończyłam, nie kryjąc łez. Szybko teleportowałam się, już nie usłyszałam o co pytała Opacho.
Ogień i lód,
Walka z losem.
Życie to nie miód,
Muszę iść za ciosem.
***
         Hao poświęcił miłość, by stać się Królem Szamanów. Ja by zapobiec katastrofie, sama targnęła się na jego życie. Czy my sami pokierowaliśmy tak swoim losem. 
         -Też cię kocham. I mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy- szepnęłam wprost w jego usta, ponownie je złączając. Chciałam mu przekazać moje cierpienie, rozpacz i miłość. Naprawdę go kocham. Muszę, jednak to zrobić. Nikt nie jest w stanie go powstrzymać.W tym momencie kumuluję moc lodu w mojej dłoni i resztkami sił wykonuje zamach, wtapiając ostrze ostrego sopla w serce Hao... Zdążył spleść swoją dłoń z moją, przekazując mi resztę swojego ciepła. Na ustach ma uśmiech. Sama mimo bólu, czuję radość. Wiem, że się spotkamy. Razem przetrwamy nawet piekło.
Dobre intencje nie wystarczą
One nie będą dla mnie tarczą
Wyrok: zawsze winna
Jaka jestem naiwna.