Witam!
Po pierwsze... Wszystkiego Najlepszego Anno :)
Pamiętajmy 22 sierpnia!
Z tej okazji napisałam długą jednorazówkę ( moja najdłuższa notka! 8018 słów)
Zapraszam do czytania...
Mam nadzieję, że nie zamordujecie mnie za to co wymyśliłam...
***
To ten
dzień… Dzień, który powinien być najpiękniejszym dniem w życiu kobiety. To
dzień mojego ślubu. Szkoda tylko, że mój narzeczony jest dla mnie bratem,
przyjacielem, a nie ukochanym. Dlaczego nie mam nic do powiedzenia?! Nie mogę
być jak inne kobiety? W tym momencie nie chcę być szamanką. Wolałabym być
zwykłą dziewczyną, która może robić co chce. A ja? Od dziecka wiedziałam co
mnie czeka. Trening, trenowanie przyszłego męża, ślub i urodzenie potomka. Co
za chory system?! Choć jakby się dłużej zastanowić… Nie do końca żałuję bycia
medium… Gdyby nie to nie poznałabym mojej pierwszej miłości, nie zaznałabym
chwili szczęścia. Z drugiej strony nie zaznałabym bólu, smutku, samotności,
cierpienia i nie miałabym złamanego serca na własnym ślubie. Z mojego gardła
wydostaje się ciche westchnienie. Z gracją podchodzę do zakurzonego lustra w
moim pokoju. Cóż tu dużo mówić. Wyglądam prześlicznie. Prezentowałam się cudnie
w tradycyjnym, białym kimonie, a raczej kilku. Cóż strój jest piękny,
delikatnie zdobiony białymi różyczkami przy rękawach i szyi. Choć szczerze… bardzo to wszystko ciężkie. Twarz
mam umalowaną bardzo jasnym pudrem, znów
tradycja… Dobrze, że pani Keiko, jednak mi pozwoliła jej nie malować na biało. Moja
cera bardzo kontrastowała z czarnymi oczami. Oczywiście to nie tak, że wstydzę
się swojej kultury, ale to jednak mój ślub i chcę by choć trochę było jak w
moich marzeniach, chcę wyglądać jak ja. W rezultacie tylko usta mam podkreślone
delikatnie błyszczykiem, a na rzęsach widoczny jest tusz. W uszach mam
kolczyki-perły, a włosy tylko delikatnie podpięte do tyłu spinką w kształcie
białej róży, opadają mi falami na plecy. Teraz zostało mi tylko założyć tsuno kakushi* oczywiście w białym
kolorze i również ozdobione różyczkami.
- Anno! Mogę
już wejść!- krzyczy Usui, przerywając mi moje przemyślenia.
Muszę na
twarz przywdziać zadowoloną maskę. Nawet Anna Kyoyama w dniu ślubu powinna się
uśmiechać. Trzy wdechy i…
- Wejdź- komunikuję krotko, a po chwili
w drzwiach pojawia się uśmiechnięta twarz Piriki.
Wygląda
pięknie. Długie, niebieskie włosy ma spięte w wytwornym koku, ozdobionym gdzie
nigdzie spinkami w kształcie fiołków. Jej kimono jest błękitne, choć dość
proste. Na piersi widnieje broszka w kształcie fiołka. Powieki pomalowała
fioletowym cieniem, a rzęsy tuszem. Na ustach widoczny jest jasno różowy
błyszczyk. Piękna z niej druhna. W tym momencie stoi z otwartą buzią i patrzy
na mnie jakbym urwała się z choinki.
-Co znów zrobiłam źle?- pytam po chwili, z
lekka nutką zdenerwowania.
-Anno… Ty…
Jesteś przepiękna… Jak cię zobaczy… Krzyknie z zachwytu- mówi, jąkając się jak
Tamao.
Znów
spoglądam na zwierciadło. Cóż muszę przyznać, że wyglądam piękniej niż
zazwyczaj. Szkoda, że On tego nie zobaczy… Niestety to nie dla niego się tak
wystroiłam…
-Musimy
powoli iść Anno…- zaczyna niepewnie niebieskowłosa- Nie denerwuj się… Wszystko
będzie dobrze- mówi z przekonaniem.
Szkoda… Może
nakodo* złamie nogę, no nie wiem… Ja ją złamię… A może by tak specjalnie… Co ja
mówię? Co mi to da! I tak będę musiała wyjść za niego za mąż! Przecież
obiecałam, a raczej ustalono jak byłam malutka.
Usui sięga po moją rękę i ciągnie mnie w stronę
wyjścia. Na dworze stoi już biała limuzyna, która ma mnie odwieść do kaplicy.
Pilika delikatnie całuje mnie w policzek i bełkocze coś w rodzaju życzeń
ślubnych. Drzwi otwiera mi Ren. Przez chwilę patrzy na mnie z niedowierzaniem,
po czym z spiorunowany zazdrosnym wzrokiem przez niebieskowłosą, pomaga mi
wsiąść do auta. Anno… Trzy oddechy… Cholera ja wychodzę za mąż! Dlaczego nie
mogę tak po postu wysiąść. Spoglądam na Tao i Usui. Patrzą na siebie w taki
sposób… No nie wiem… Jakby ta druga osoba była najważniejszą na świecie. Też
chcę czegoś takiego. Niestety moje szczęście się skończyło. Już nigdy nie
spojrzę w Jego oczy. Śmierć mi Go zabrała. Okrutna, a zarazem sprawiedliwa…
Śmierć… Nie! Muszę przestać o tym myśleć! On nie żyje! Nie wróci! Myśl o czym
innym Anno! No właśnie! Wracając do naszych gołąbków. Złotooki prezentuje się
równie dobrze jak jego partnerka. Ubrany w czarny garnitur, niebieską koszulę i
krawat wygląda elegancko. No cóż Ren Tao jest przystojny, mądry i bogaty.
Idealna partia dla każdej kobiety. Zwłaszcza jak pozbył się tej głupiej
fryzury. Dobrze mu w długich do połowy pleców, prostych włosach.
-Anno… Nie
denerwuj się- mówi z lekkim uśmiechem Chińczyk.
Chyba
zauważył zmianę w moim zachowaniu. Niestety nie denerwuję się tym, że coś nie
wyjdzie, bo zawsze wszystko co związane ze mną jest perfekcyjne. Denerwuję się
tym, że resztę życia spędzę z mężczyzną, którego traktuje jak brata.
- Nie martw
się. Wszystko w porządku. Zawsze jest stres przed czymś takim, a zwłaszcza, że
ślub ma się raz w życiu- mówię z wymuszonym uśmiechem.
Lekko
uśmiecha się teraz do mnie i patrzy na mnie pokrzepiająco. Tak Ren zmienił się i to bardzo. Nie jest już zimnym
i nieczułym człowiekiem. Uśmiecha się, śmieję się, jest dobrym pocieszycielem i
doradcą.
Po chwili
nagle zatrzymujemy się. Czy to już tu? Tak to tu… Za chwilę złoże przysięgę.
Ren pośpiesznie wychodzi z auta i otwiera przede mną drzwi. Za nim stoją
Michiru i Takumi. Jak zwykle wyglądali pięknie. Pani Kusakabe w pięknym fioletowymi
kimonie ozdobionym przy rękawach dziwnymi czerwonymi wzorkami. Czarne włosy ma
luźno opuszczone na ramiona. Na jej twarzy widoczny jest delikatny makijaż. Za
rękę trzyma ją ubrany w elegancki garnitur jej mąż. Uśmiechają się do mnie tak
jak zawsze, dodając mi otuchy. Chyba coś podejrzewają. Nic dziwnego. Zastępują
mi rodziców.
-Już czas An-
mówi delikatnie Takumi- Wyglądasz prześlicznie- dodaje z uśmiechem.
Ruszam lekko
głową w geście zrozumienia i idę do wejścia. Według tradycji ja i mój wybranek
powinniśmy wchodzić na ceremonie osobno. Takumi i Ren otwierają przede mną
drzwi. Jak na zawołanie zaczynają grać flety i bębny. Robię pierwszy niepewny
krok i spoglądam w tył. Tao i Kusakabe
uśmiechają się do mnie, co sprawia, że zaczynam iść w stronę ołtarza płynnym
krokiem. Z ciekawości obracam głowę w stronę mojego narzeczonego. Cóż był mega
przystojny. W prostym czarnym kimonie i włosach upiętych w kucyka wygląda naprawdę
genialnie. To samo myśli chyba o mnie, bo usta ma wciąż otwarte. Po chwili się
opamiętuje się i obdarza mnie promiennym uśmiechem. Spróbowałam odpowiedzieć mu
tym samym. Nie wiem jaki jest tego rezultat. W końcu dochodzimy pod sam ołtarz.
Delikatnie ujmuję moją dłoń. Właśnie rozpoczęła się ceremonia, a zarazem
więzienie.
Nakodo* macha nad nami poświęconą gałązką, ten gest ma nas
oczyścić. Teraz zacznie się przysięga. To właśnie w tym momencie stanę się żoną
Asakury.
-Jeśli
ktoś zna jakąś przeszkodę w zawarciu małżeństwa, niech powie teraz lub
zamilknie na wieki- mówi w końcu duchowny.
To dziwne…
Wciąż mam nadzieje, że ktoś wstanie i krzyknie, że cały ten ślub to zwykła
farsa, że nie mogę wyjść za Asakurę. Nagle drzwi do kaplicy otworzyły się z
hukiem. Wszyscy goście jak na komendę odwrócili głowy w stronę wejścia. Chyba
źle widzę. On przecież nie żyje. Spojrzałam na mojego narzeczonego. Również
patrzy z niedowierzaniem na tył kaplicy. Czyżby On przeżył? Czy to naprawdę On?
- Anna nie może za niego wyjść! Ona go nie kocha! Ona kocha mnie!
Ten głos! To na
pewno On! Patrzę na niego oniemiała. Nie mogę się ruszyć. W końcu na mojej
twarzy pojawia się piękny uśmiech. Mam gdzieś co czują ci ludzie. Mam gdzieś co
czuje Yoh… Teraz liczy się tylko Hao. Kocham go. Nigdy nie zdążyłam mu tego
powiedzieć. To na pewno on! To mój ukochany! Czy ja mam jeszcze szanse na szczęście? Widzę jego charakterystyczny uśmiech, którego nienawidziłam, a teraz kocham nade wszystko. Widzę podziw i miłość w jego oczach. Fala wspomnień napływa do mojej głowy. W ekspresowym tempie przewijają mi się
obrazy z naszych wspólnych chwil. To było tak niedawno… Zaledwie dwa lata temu
zaznałam tego, co inni szukają przez całe życie… Miłości.
***
To był
naprawdę piękny dzień. Słonce świeciło, na niebie nie było ani jednej chmury. Jedynie
lekki wiatr ochładzał gorące ciało. To był dzień rozstania. Po dwu letnich
treningach w zamku Kusakabów miałam wrócić do Japonii. Stałam już poza murami
zamku. Miałam niewiele rzeczy. Malutka walizka z paroma ciuchami i pieniądze na
start. To znaczy na jakieś normalne ubrania! Miałam gdzie mieszkać. W końcu
jechałam do Tokio, do mojego narzeczonego. Tego, którego kochałam całym swym
sercem. Przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. Cóż byłam pewna, że po tych
dwóch latach Yoh mnie nie rozpozna. Cóż już nie byłam czternastolatką, która
wiecznie nosiła czarną kieckę. Teraz miałam długie, falowane blond włosy,
umiałam się już dobrze ubierać i malować, a poza tym no cóż miałam bardziej
kobiece kształty. Co tu ukrywać byłam naprawdę piękna. Nadal jestem... Sama momentami patrząc w
lustro nie wiem czy to ja. Poza tym moja moc. Podobno bije ode mnie potęga. Tak
przynajmniej mówi Takumi.
-Anno… Jesteś
najpotężniejszą medium jaka kroczyła po Ziemi- powiedziała po chwili ciszy
Michiru.
-Z wyjątkiem
ciebie Michiru-sensei- dodałam cicho.
-Co ty
pleciesz! Pokazałam ci wszystko co umiem i przekazałam ci moje 1080 koralików.
Cóż uczeń przerósł mistrza!- odparła szybko.
- Nie możecie
do siebie mówić wprost!- zaśmiał się blondyn- Wiem, że będziecie za sobą
tęsknić- tu przytulił obie kobiety- Pamiętaj, że zawsze nas możesz odwiedzić
Anno!
-Wiem…
Dziękuje- odparłam krótko.
- Kochamy cię…
Pamiętaj… Jesteś dla nas jak córka- powiedziała nieśmiało Michiru.
Wzruszyłam się
na te słowa, a zwłaszcza, że padły z ust Michiru. Czułam się jakbym miała
rodziców, taka kochana. Po chwili z trudem wyjąkałam, nie jestem dobra w te
klocki:
-Też was…
kocham…
Uśmiechnęli się
w odpowiedzi i znów mnie przytulili. Cóż to wspaniałe uczucie. Czułam bijącą od
nich miłość i troskę. Niestety szybko oderwali się ode mnie i popatrzyli z
poważną miną. Znów chcieli mi przypomnieć o mojej misji. Musiałam im przerwać
tę gadkę.
-Koniec! Wiem
co chcecie powiedzieć… Pamiętam co mam zrobić- popatrzyłam na nich twardo. Po
chwili mina Michiru zmieniła się z poważnej na pełną troski- Tak wiem… O Hao
też pamiętam- odparłam z rezygnacją.
Dowiedziałam
się, że Yoh ma brata. Złego bliźniaka… Ha! Telenowele to nie fikcja! To sama
prawda! Aczkolwiek Michiru i Takumi uważali, że zasługuje na drugą szansę.
Chcieli go nawrócić. Ja miałam doprowadzić do zjednoczenia braci. Wtedy nie byłam
pewna, czy to słuszna decyzja. Po usłyszeniu jego historii współczułam mu. Sama
nie wiem co by się ze mną stało gdyby nie Yoh? Może byłabym taka sama jak Hao.
Wtedy miałam mieszane uczucia, ale teraz wiem, że to było najlepsze wyjście.
Szkoda, że tak wszystko wyszło.
-Do
zobaczenia!- powiedziałam krotko i pośpiesznie teleportowałam się do Dobi. Nie
mogłam zwlekać ani chwili dłużej. Nikt nie mógł zobaczyć mych łez.
***
Kolejne
wspomnienie… Spotkanie z Goldvą. Dopiero przygotowywali się na Turniej. Silva
kończył już przygotowanie do otwarcia restauracji. To właśnie w niej spotkałam
się tego upalnego dnia z Radą. Nie wiedzieli o mnie nic. Byłam tylko nieznaną
pośredniczką pomiędzy nimi, Królem Duchów i
Pierwszą Szamańską Parą Królewską. Tak do tej pory mam dobry kontakt z
Tommym… Nie mogę uwierzyć, że tak słodki dzieciak jest tak potężny.
Przychodziłam zawsze w długim, czarnym płaszczu z kapturem na głowie. Tak, to
było takie zabawne, ze szesnastolatka rozstawiała ich po kontach.
Gdy weszłam do
budynku wszystkie głowy pochyliły się lekko. Nie zważając na ten gest, usiadłam
na najbliższym krześle. Cóż uwielbiałam to jak mnie szanowali, jak bali się
cokolwiek powiedzieć. Zawsze uwielbiałam mieć władzę.
-Witaj-
zaczęła Goldva- Co masz nam do przekazania?
-Nie możecie
zabić Hao Asakury. Ma on żyć. To... to znaczy Król Duchów chcę by ród Asakura w
końcu się zjednoczył, by bracia byli razem- powiedziałam jednym tchem.
Zapadła cisza.
Wszyscy patrzyli na mnie zdziwieni. Cóż nie dziwiłam się im. Tommy nigdy nie
mieszał się do spraw Asakurów. Co pięćset lat pozwalał na śmierć Hao. A tu
nagle? Sama do końca nie rozumiałam postawy KD… Jakiś wewnętrzny głos mi mówił,
że muszę uratować duszę Hao. W gruncie rzeczy… jesteśmy tacy sami. Tylko mi
udzielono pomocy… jemu nie.
-Jesteś pewna?-
spytał z po wątpieniem Silva.
-Na sto procent-
mruknęłam.
- Coś nie sądzę by rodzina Asakura, a
zwłaszcza Yomei i Kino mieli nastrój do godzenia się. Jestem pewna, że będą
wciąż nastawiać Yoh przeciwko bratu- stwierdziła Goldva.
-I tu się
zgadzamy- odburknęłam- Ochronię i Yoh i Hao.
- Pani nie może
mieszać się do turnieju!- krzyknęła staruszka.
- Nie martw się…
Nie zrobię nic łamiącego zasady turnieju.
Hmm… Przerąbane
miałam z tą całą rodzinką Asakura. Ich nienawiść do Hao zirytowała nawet Króla
Duchów. Miałam nadzieję, że Yoh nie zmienił się od naszego ostatniego
spotkania. Moim zdaniem tylko ten szatyn był w stanie zobaczyć w bracie dobro.
Jak się później okazało nie tylko on.
***
Po krótkich
zakupach… Kupiłam dziesięć siatek ubrań w cztery godziny! Przebrałam się w
jedno z nowych strojów... Turkusową koszulę w kratkę, dżinsy i niebieskie
trampki. Pamiętam jeszcze jeden szczegół. Miałam wtedy kucyka. W każdym bądź razie
duchy pomogły mi odnaleźć dom Yoh i niezwłocznie się tam udałam. Wcześniej
odwiedziłam panią Kino, która pogratulowała mi umiejętności i poprosiła o
trening dla Asakury. Z tego co wiedziałam mieszkał z trzema kolegami, siostrą
jednego z jego kumpli, o którą byłam strasznie zazdrosna i Tamarą. O tą
ostatnią w ogóle się nie przejmowałam, była zbyt nieśmiała.
Powiem
szczerzę, że jak trafiłam już pod drzwi domu Yoh miałam wątpliwości.
Zastanawiałam się, czy to moje miejsce, czy w ogóle mnie pamięta i czy jestem w
stanie go trenować? Oczywiście wygrał mój charakter, który kazał mi zapukać do
drzwi. Po chwili w progu stanął przystojny fioletowowłosy chłopak o złotych
oczach. Cóż Tao był i jest nieźle zbudowany, wysportowany. Mogłam, więc
określić go jako przystojnego. Przeszkadzał mi tylko jego czub na głowie.
Wyglądał dziwacznie.
- Kim jesteś?-
spytał szorstko.
Tak Ren
przyglądał mi się badawczo. Nawet z lekkim podziwem, no cóż wielu facetów wodzi
za mną wzrokiem. Czym się różni taki Tao? O kurczę! Dobrze, że Pirika nie zna
moich myśli. Gdyby teraz to usłyszała to by mnie zamordowała. Jednak chyba nie zainteresowała go jedynie moja uroda, czuł bijące
ode mnie furyoku. Dużo większe od jego własnego. Wtedy się otrząsnęłam i ukryłam
swoją moc. Po prostu nikt oprócz mnie nie mógł odczytać ile mam furyoku. Tak
było bezpieczniej.
- Zastałam może
Yoh?- spytałam równie oschle.
Znów popatrzył
na mnie dziwnie. Ciekawiło go co chcę od Asakury. Uśmiechnęłam się do niego
ironicznie i popatrzyłam mu w oczy. Chciałam by w końcu odpowiedział.
- Jest…
Zapraszam- powiedział krótko i odsłonił mi drogę- Yoh przyszła twoja
dziewczyna!- krzyknął Tao.
Jego odzywki
były wyjątkowo dziecinne i nie miał wcale racji. Ja byłam i jestem narzeczoną
Yoh. Po chwili usłyszałam hałas. To Asakura zbiegał ze schodów.
-Ja nie mam
dziewczyny- krzyknął do złotookiego.
-Masz
rację… Nie masz dziewczyny, masz narzeczoną- odparłam z uśmiechem.
Dopiero teraz
spojrzał w moją stronę. Patrzył na mnie za zdziwieniem i podziwem. Musiał
rozpoznać mój głos. Zmieniłam się trochę. Zresztą on też. Dalej miał identyczną
fryzurę i uśmiech na ustach, ale teraz był wyższy ode mnie o głowę, pod jego
koszulką widoczne były mięśnie, jednak pani Kino trochę go wymęczyła. Yoh jest
przystojny, jednak Hao… Dobra koniec! Asakura nie przestawał się na mnie gapić,
musiałam sama to przerwać.
-Wpuścisz mnie
do środka?- spytałam sucho.
-Anna?! -spytał,
wpuszczając mnie do środka.
O dziwo w domu było czysto. Pewnie to sprawka
dziewczyn, bo znając Yoh teraz wchodziłabym do stajni. Jego goście siedzieli w salonie
i wpatrywali się w telewizor. Trey jak to on. Nawet przystojny, ale jeszcze
bardziej leniwy od Yoh. Przynajmniej wyglądał całkiem normalnie. Ryu… Ten był
dziwniejszy od Tao. Brunet z fryzurą podobną do Elvisa. Taka jego tandetna
kopia. I o dziwo jeszcze jeden chłopak. Strasznie malutki. Nie spodziewałam się
jeszcze jednego chłopca. Chodź słyszałam, że Yoh miał kolegę nie-szamana. I cóż nie
czułam w jego pobliżu żadnego ducha. Teraz Shorty już ma opiekuna… I kto go
trenował… Ja! Ku mojej uldze Pirika była bardzo ładna, ale ze mną nie mogła się
równać oczywiście… Zresztą widziałam jak chłopcy pożerają mnie wzrokiem.
-Tak Yoh to ja…
Anna. Wróciłam na stałe- odparłam krótko.
Asakura podbiegł
i przytulił mnie. Powiem szczerze. Wtedy naprawdę myślałam, że go kocham i
poczułam się dobrze będąc w jego ramionach. Jednak po chwili oprzytomniałam i
stanowczym ruchem odepchnęłam go.
- Anno! To
naprawdę ty!- powiedział radośnie- Powiedz co się z tobą działo?
Zamyśliłam się
lekko. Odpowiadać mu czy nie? Chyba nie uderzy to w mój honor. To przecież nie
tłumaczenie się przed nim.
-No cóż… Przez
te dwa lata ciężko trenowałam u pewnej rodziny szamańskiej. Dzięki temu zwiększyłam umiejętności. Posługuję się mocą tysiąca osiemdziesięciu
koralików- powiedziałam krótko, oczywiście podkreślając moje osiągnięcie.
-Dlaczego nic
nie pisałaś? Nie dawałaś znaku życia?- spytał z lekkim wyrzutem.
-Bo przebywałam
w innym wymiarze! Ok? Trenowałam u pierwszej szamańskiej pary królewskiej!-
krzyknęłam wściekła. Co jak co, ale nie miał prawa robić mi wyrzutów.
Można było się
spodziewać ich reakcji. Wszyscy patrzyli na mnie z niedowierzaniem i
ciekawością. Asakura popatrzył na mnie smutno i wyszeptał słowo „przepraszam”.
No cóż… Nie wyganiałam ich już dziś na trening. Jutro posmakują co to znaczy
ciężko pracować.
Cóż od tego dnia
stałam się surowym trenerem. Z pięknej, drobnej blondyneczki stałam się złem
wcielonym. Wprost katowałam ich treningami. Nawet Ren nie miał nic do gadania.
Bał się mnie jak każdy inny tylko lepiej to ukrywał. Właśnie takiego nudnego,
schematycznego dnia poznałam Hao. To właśnie on zakłócił spokojny, letni dzień.
To było gdzieś po południu, chłopcy wrócili z treningu. Jedliśmy spokojnie
obiad, gdy poczułam ogromne furyoku. Już wiedziałam kto nas odwiedził i w jakim
celu. Chłopcy oczywiście też to poczuli. Przybysz wyraźnie chciał nas
zawiadomić o swojej obecności. Wszyscy wybiegli na podwórko. Usłyszałam tylko
krzyk Yoh, mówiący bym nie wychodziła z domu, jego rodzina powiadomiła go o Hao,
już mu wmówili, że Hao trzeba zabić, już wiedział, że to jego brat. Zapomnieli tylko
wspomnieć o tym, że sami zachowali się jak potwory… Jak można inaczej nazwać
próbę morderstwa dwóch, niewinnych istot?!
Posłuchałam
Yoh, nawet mi schlebiało, że się mną interesuje. Zresztą chciałam sprawdzić
jego umiejętności, a wiedziałam, że Hao go nie zabiję, po drugie wolałam nie
ujawniać moich zdolności. Starszy Asakura już z pewnością wiedział, że Tommy
kontaktuje się z Radą poprzez pośrednika. Cóż lepiej było żeby nie wiedział, że to ja.
W końcu z
ciekawości zajrzałam przez okno. To co zobaczyłam przeraziło mnie nie na żarty.
Wszystko było zdemolowane, a wszyscy z wyjątkiem Rena i Yoh, którzy trzymali
się resztkami sił, leżała nieprzytomna na ziemi. Nie przemyślałam czegoś… Brata
Hao nie zabije, ale resztę może. Niestety zaczęło mi zależeć na tych durniach,
więc wkroczyłam do akcji. Wyszłam z hukiem na dwór i popatrzyłam z wściekłością
na chłopaków i krzyknęłam:
-Pogieło was!
Jak mogliście tak zdemolować ogród do cholery!- wrzasnęłam, patrząc prosto w
oczy zdziwionemu Hao. Tak… Ta mina była bezcenna. Wyszła blondynka i krzyczy,
że ma rozwalony ogród, a obok niej leżą jej nieprzytomni współlokatorzy. Po
prostu super!
Chwilę
zdziwienia starszego Asakury wykorzystali chłopcy, którzy równocześnie
zaatakowali Hao. Niestety na marne, przodek Yoh szybko się ocknął i wycelował w
chłopców kulę ognia. Widząc to wyjęłam szybkim ruchem korale i niczym lassem
związałam chłopców i pociągnęłam w moją stronę. W tej chwili poczułam tępy ból
w czaszce. To Hao próbował wedrzeć się do moich myśli. Zdecydowanym gestem
odepchnęłam natręta. Mam zbyt dużo tajemnic, by je teraz ujawnić. Z drugiej
strony, musiałam ukazać cale moje furyoku. Teraz było one widoczne w całej
okazałości. W głowie usłyszałam głos:
-„Wiedziałem, że sławna Anna Kyoyama po
treningach u Kusakabów nie może być taka słaba. To dobrze, bo myślałem, że nie
poznam osoby godnej walki ze mną. Muszę przyznać, że uczeń przerósł mistrza.
Widzę, że nie udało ci się ukryć swojego furyoku, ważniejsze do zablokowania
okazały się myśli. Zaintrygowałaś mnie Anno… Co możesz takiego ukrywać.
Dziękuje ci, że trenujesz Yoh. Zrobił jakieś tam postępy.”
-„Nic się nie dowiesz… Będę chronić Yoh
za wszelką cenę. Nawet jeśli będę musiała spotkać się z tobą w Piekle”- wysłałam
mu myśl, niestety nie otrzymałam żadnej odpowiedzi, a jego twarz pozostała
niewzruszona.
Niespodziewanie Hao zaatakował chłopców. Ren i Yoh nie mieli już prawie
furyoku. Chwyciłam złote korale i wypowiedziałam krotką formułkę. Otoczyła nas
niewidzialna bariera. Wściekłam się nie na żarty.
-Ty tchórzu!
Atakujesz z zaskoczenia! Walcz z równym sobie!- krzyknęłam do Hao.
-Z miłą
chęcią- powiedział z wrednym uśmieszkiem.
Chłopcy
popatrzyli na mnie ze strachem. Cóż oni też nie zdawali sobie sprawy z mojej
mocy. Zdawałam sobie sprawę, że Tommy będzie zły, ale nie mogłam się powstrzymać
się przed walką.
-Anno! Co ty
wyprawiasz!- krzyknął Yoh.
-Nie martw się!
Nie zabiję go- powiedziałam z uśmiechem do Asakury. On popatrzył na mnie jak na
wariatkę, ale nie zdążył nic powiedzieć, bo wzniosłam się na wysokość Hao.
Zawisłam bez
ruchu i czekałam na atak Asakury. Chyba go to lekko wkurzyło, bo wysłał na mnie
ogromną kulę ognia. Z trudem odbiłam atak, który lekko ugodził i mnie i
napastnika. Teraz rozpoczęła się walka. Użyłam granatowych korali, nie lubiłam
ich używać, tak samo jak czarnych.
-Prochem
jesteś i w proch się obrócisz i z prochu powstaniesz!- krzyknęłam, a ziemia
uformowała się w olbrzymią postać. Wezwałam, a raczej zmusiłam silne duchy do
opanowania istoty. Tego nie lubiłam najbardziej. Nie dobre jest zmuszanie ducha
do posłuszeństwa.
Potwory
zaczęły atakować się nawzajem. Mój sojusznik po każdym uderzeniu, regenerował
się natychmiast, tak samo jak Duch Ognia. Teraz wszystko zależało od furyoku. W
końcu zaatakował mnie Hao. Zwinnie związałam jego miecz koralami i przerzuciłam
go w stronę jego stróża. Rozpoczęła się walka. Moje korale stały się magicznym
biczem, którego małe dotknięcie, za sprawą czarnych korali kończyło się
głębokim ranami. Na moje nieszczęście, albo szczęście Hao z łatwością unikał
ciosów, oczywiście nie byłam gorsza. Niestety Tommy musiał wszystko popsuć.
Usłyszałam jego przeklęty głos w swojej głowię:
-„Co ty odpierdzielasz? Natychmiast masz być
w Gwiezdnym Sanktuarium!- krzyknął tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Z
pogardliwym uśmiechem na twarzy teleportowałam się tuż przed kolejnym atakiem
Asakury. Wylądowałam tuż przed Królem Duchów. Jako jedyna mogę swobodnie
przebywać w tym miejscu.
Przede mną
pojawił się Tommy. Patrzył na mnie gniewnie. Zawsze ten wzrok mnie denerwował.
Dzieciak patrzący na mnie karcąco.
Oczywiście uśmiechnęłam się do niego pogardliwie.
-Co ty
robisz?! Miałaś chronić Asakurów, a nie walczyć z nimi!
-Po pierwsze…
Nie powinieneś wypowiadać tak brzydkich słów… A po drugie będę robić co chce!
Nigdy nie pozwoliłam ci wydawać rozkazów! Ja tylko przyjęłam twoją propozycję
na prośbę Kusakabów- powiedziałam z ironią. Mina Króla Duchów… niesamowita! Przez chwilę
nie wiedział co powiedzieć.
-Ufam ci
Nee-san- powiedział krótko. Nie wiem dlaczego, ale pozwoliłam mu tak do siebie
mówić. W gruncie rzeczy słodki z niego dzieciak. Zresztą współczuję mu. Jego
życie nigdy nie było kolorowe. To chyba jedyne co nas łączy- Jednak cały czas
nie rozumiem jak, będąc wrogiem Hao, masz sprawić by cię
polubił- dokończył swoją wypowiedz.
-A tak, że
pewnie za niedługo zaproponuje mi dołączenie do siebie, a gdy mu odmówię, ze
względu na moją moc będzie chciał mnie namówić. W końcu dowie się co nieco o
mojej przeszłości i będzie zdziwiony moim zachowanie. Zaintrygowany będzie
brnął dalej. Tak, znam ten typ ludzi. W końcu jestem taka sama- odparłam z
dumą.
Tommy zaczął
się namyślać. Cóż to chyba jego ulubione zajęcie. Wygląda wtedy tak słodko, od tej pory muszę się karcić za takie myśli pod jego adresem.
-A jak się
dowie, że jesteś moim pośrednikiem pomiędzy mną i Radą? Już chyba wie, że nie
kontaktuje się z nią bezpośrednio…
-Owszem wie… I
dowie się, że to ja w odpowiednim czasie. Nie martw się. Sam wiesz, że nikt
tego nie wie oprócz ciebie i raczej nikt tego się od nas nie dowie-
powiedziałam z uśmiechem.
-Chyba masz
rację. Dobra zmykaj Nee-san! Do zobaczenia!
Już mu nie
odpowiedziałam. Po chwili się teleportowałam.
Po powrocie do
Tokio oczywiście wszyscy mnie pytali skąd u mnie taka moc. Cóż z chęcią się
pochwaliłam. Uwielbiałam jak patrzyli na mnie z podziwem i szacunkiem,
zwłaszcza Yoh.
Tydzień później chłopcy pojechali na
lotnisko. Wszyscy przeszli do kolejnej rundy. Cóż… Moja szkoła. Nie żegnałam
się z nimi jakoś specjalnie. Wiedziałam, że za niedługo i tak się zobaczymy.
Dzień po
odjeździe chłopców zostałam wezwana przez państwo Asakura. Już wiedziałam co
ode mnie chcą. Miałam odpieczętować księgę Hao. To moja jedyna nadzieja! Może
dzięki niej Yoh i reszta zrozumieją zachowanie Ognistego Szamana i obejdzie się
bez bratobójczej walki.
Następnego dnia
po telefonie od Kino- sensei stałam już pod drzwiami rezydencji. Zostałam
serdecznie powitana. Odkąd okazało się, że jestem potomkinią Kusakabów,
Asakurowie darzą mnie jeszcze większym szacunkiem.
Wizyta
przebiegła bardzo sprawnie. Otworzyłam księgę, zniewoliłam shikigami Hao i
teleportowałam się w poszukiwaniu Yoh i reszty. Cóż dziadkowie szatyna byli pod
wrażeniem moich zdolności. Uwielbiam widzieć podziw w ich oczach. Zawdzięczam
im wiele, ale nie mogę pojąć tego, że byli w stanie poświęcić nawet życie niewinnego, by pozbyć
się Hao. Nie wyobrażam sobie cierpienia Keiko-san. Są siebie warci… Oni i
X-laws.
Cóż… Ruszyłam
przez pustynie w poszukiwaniu chłopaków. Cały czas czułam obecność Tommy’ego.
Przekazywał mi różne instrukcje, albo po prostu rozmawialiśmy. Na czas podróży
ukryłam jak tylko mogłam ilość mojego furyoku. Uwielbiałam jak ktoś mnie
atakował z myślą, że pokonanie mnie to będzie pestka, a tu nagle niespodzianka!
Do tej pory uśmiecham się na myśl o tych biedakach. Po godzinnej wędrówce
poczułam ogromne furyoku. Już wiedziałam z kim mam przyjemność. Miałam
nadzieje, że przynajmniej dowiem się gdzie są chłopcy.
-Witaj Anno!-
zmaterializował się przede mną Hao- Widzę, że nie jesteś zaskoczona moją
obecnością!
-Cóż jakoś
specjalnie nie ukrywasz swojej osoby- powiedziałam oschle.
Jego mina
mówiła sama za siebie. Nie spodziewał się, że ktoś jest w stanie tak do niego
mówić. W tym momencie zarzuciłam haczyk. Tylko czekać na jego pytanie.
-Widzę, że masz
moją księgę. Mam do ciebie prośbę. Przekaż ją Yoh.
-Jakbyś nie
zauważył. To właśnie robię- powiedziałam z kpiącym uśmiechem.
Chyba nie
spodziewał się takiej odpowiedzi. Myślał, że zacznę szukać jakiegoś podstępu, a
ja po prostu odpowiedziałam twierdząco na jego prośbę. No cóż Anna Kyoyama umie
zaskakiwać!
-Anno cóż...
Taka potężna osoba jak ty nie powinna się tak marnować. Mam propozycję.
Przyłącz się do mnie.
Jednak naprawdę
jest przewidywalny. Uśmiechnęłam się. Cóż nie przekonał mnie. Trochę z nim
poigrałam.
-Cóż… Po
chwili zastanowienia stwierdziłam, że raczej nie… Zresztą wolę zostać po
stronie zwycięzcy tego turnieju. Wiesz dzięki Yoh stanę się Królową Szamanów-
powiedziałam z kpina.
-Wątpię, ale
każdy ma prawo do marzeń- odparł z pogardą.
Wkurzyłam się. Jeszcze dwa lata temu byłam
wielce urażona, gdy ktoś obrażał Yoh. Teraz jest oczywiście tak samo, ale z
innych powodów. W końcu nikomu nie pozwolę obrażać mojego brata, właśnie brata,
nie męża! Wzięłam zamach i wycelowałam dłoń w kierunku policzka Hao. Niestety
on zwinnym ruchem złapał moją rękę. I wtedy zobaczyłam ten jego przeklęty
uśmiech. Wykorzystując jego nieuwagę, uderzyłam go lewą ręką z taką siłą, że aż
się zachwiał. Wtedy zrobił coś co mnie zaskoczyło. Uśmiechnął się do mnie promiennie.
W tym momencie miałabym problem z odróżnieniem go od Yoh.
-Jestem pod wrażeniem- powiedział ze
śmiechem- Imponujesz mi coraz bardziej Anno.
Zamurowało
mnie. Pierwszy raz Anna Kyoyama nie wiedziała co powiedzieć. Choć przynajmniej osiągnęłam
swój cel. Zaintrygowałam go… chyba.
-Wiesz mam dla
ciebie radę- odparł poważnie- Jeśli chcesz zostać Królową Szamanów musisz wyjść
za mnie.
Znów Ognisty
Szaman sprawił, że nie wiedziałam co powiedzieć. Zastanawiała się, dlaczego tak
mnie zaskakuje. Dlaczego przestałam przewidywać jego postępowanie. Szybko się
otrząsnęłam. Trzeba było utrzeć nosa temu durniowi.
-Po moim
trupie- odparłam. Szkoda, że teraz nie mogę zmienić moich słów. W tym momencie
moje serce krzyczy tak! Jakie to by było piękne stać obok niego na ślubnym kobiercu.
-Nidy nie mów
nigdy- zaśmiał się ironicznie- Jak szukasz swoich kolegów to są w pobliskim
miasteczku. Ktoś musi pilnować, by Yoh przeżył. Martwy jest mi niepotrzebny.
Stałam się
przewidywalna. Teraz odwróciła się pałeczka. W tym momencie to Hao znał moje
kolejne ruchy.
Cóż… Już się
nie odezwałam. Kiwnęłam tylko głową i teleportowałam się do tego miejsce. Nie
bałam się żadnej pułapki. Wiedziałam jaki interes miał Asakura. Już wcześniej
to podejrzewałam, że Yoh ma część duszy Hao. Prawdopodobnie Idiota nie
przewidział, że odrodzi się, mając brata bliźniaka.
Cóż szybko
odnalazłam chłopców, ale obserwowałam ich tylko. Nie miałam zamiaru się
ujawniać, tylko ich poobserwować. Już pierwszego dnia chciałam się ujawnić i
nakopać im do dupy… Lenie patentowane! Jedli same tłuste żarcie do tego zero
ćwiczeń…
Pewnego dnia w
końcu mogłam ocenić ich postępy. Taki był mój plan. Chciałam zobaczyć co
potrafią, a potem dać im księgę. Zaatakowali ich X-laws. Puszka umyśliła sobie,
że Yoh popiera Hao. Niestety Asakura dalej jest święcie przekonany, że trzeba go zabić.
Rozpoczęła się walka. Cóż nawet sobie radzili. Po chwili poczułam czyjąś
obecność, odwróciłam się gwałtownie gotowa do pojedynku. Koło mnie stał
spokojnie Hao. Uśmiechał się tym swoim okropnym sposobem i patrzył jak chłopcy
tracą furyoku. Do walki dołączyła Męczennica Number One…
-Jak
myślisz kto wygra?- spytał z poważną miną.
-Oczywiście, że Yoh i reszta- stwierdziłam
jakby to było bardzo oczywiste.
Hao
parsknął śmiechem. Ten szaman coraz bardziej mnie irytował, tylko on potrafił
aż tak mnie wyprowadzić z równowagi. Tak… Oboje nie byliśmy przyzwyczajeni, że
ktoś nas się nie bał.
-Z czego się
śmiejesz?- spytałam ostro.
- Anno… Masz
ochotę na zakład…
Zastanawiałam
się o co mu chodziło, ale zgodziłam się. Nie wiem dlaczego to zrobiłam... Z nudów,
ciekawości? Zaryzykowałam.
-Czemu nie?
-Jeśli X-laws
wygra to przez tydzień mieszkasz w moim obozie.
Tylko tyle.
Myślałam, że zażyczy sobie czegoś innego. Mimo wszystko byłam pewna, że wygram.
W razie czego im pomogę. Nikt nie powiedział, że nie mogę udzielić pomocy
biednym szamaną. W życiu nie zamieszkam z Hao Asakurą!
-Jeśli chłopcy wygrają podejdziesz do Yoh i
powiesz mu, że jest twoim ukochanym braciszkiem- powiedziałam, oplatając nasze
dłonie koralami, które zaczęły świecić. Były one gwarancją, że dotrzymamy
obietnicy. Nie przewidziałam jednego.
-O ile wygrają
bez twojej pomocy- dopowiedział, po czym korale zgasły.
Teraz wpadłam.
Puszka dołączyła do walki. Chłopcy nie mają szans. Jakbym wcześniej dała im
księgę. Teraz to ja byłabym górą.
Usłyszałam
krzyk bólu. To Ren padł nieprzytomny i bez furyoku na ziemie. Trzymał się tylko
Yoh. Po tak długiej walce nie miał szans z Puszką, która była pełna sił. Po
nich, jeśli czegoś nie zrobię to zginą wszyscy. Zerknęłam na Hao. Patrzył na
mnie z satysfakcją. Myślałam, że szlag mnie trafi, gdy moje spojrzenie zetknęło
się z jego, pełnym złośliwości. Mimo wszystko moja twarz nie wyrażała nic.
Wiedziałam, że to nie Yoh i reszta, którzy boją się mojej wściekłości. Moja złość byłaby dla niego muzyką.
Najbardziej wkurzał go spokój. Zerknęłam na niego jeszcze raz i ruszyłam ku
walczącym. Stanęłam pomiędzy Puszką i Yoh.
- Nie
słyszałaś o postanowieniu Rady Jeanne. Bliźniacy mają zostać nietknięci.
Powinnaś o tym wiedzieć, bo nawet ja nie będąc uczestnikiem turnieju wiem o tym
postanowieniu. Pamiętaj, że sprzeciwiając się woli Króla Duchów jesteś jego
wrogiem- powiedziałam poważnie, posyłając Puszce wrogie spojrzenie.
Męczennica
Number One popatrzyła na mnie z pogardą. Myślałam, że zaraz wydrapie mi oczy.
Wiedziałam, że odwlekam nieuniknione, ale miałam nadzieję, że Yoh zdąży pozbierać
swoich kolegów.
- Masz rację…
hmm nawet nie wiem kim jesteś, zagubiona duszo, ale dowiedziałam się czegoś
równie istotnego. Król Duchów nie porozumiewa się bezpośrednio z Radą. Ma
wysłannika… Uważam, że ten człowiek jest zwykłym oszustem.
Popatrzyłam
na nią z niedowierzaniem. Wiedziałam, że Puszka jest szalona, ale to co
powiedziała było po prostu niewiarygodne, żałosne. Sprzeciwia się Tommemu… Jej
pragnienie usunięcia Hao stało się obsesją, ale nigdy się nie spodziewałam, że
sprzeciwi się komuś tak ważnemu. Do tego jej usprawiedliwienie było
bezsensowne. Naprawdę myślała, że Rada dała by się tak łatwo podpuścić.
-Głupia!-
krzyknęłam. W tym momencie Marco prawie się na mnie rzucił, ale Puszka
powstrzymała go gestem dłoni- Naprawdę uważasz, że Rada nie sprawdziła
informatora!
-Rada obawia
się Hao!- odwarknęła, za zwyczaj spokojna liderka X-laws.
Była opętana
chęcią mordu. Nie wystarczyła jej już krew Hao. Jeanne potrafiła mordować
wszystkich na swojej drodze. Ta nastolatka stała się krwiożerczym potworem nie
lepszym od Asakury!
- Chęć krwi
zawładnęła twoją duszą Jeanne. Niestety chyba nie odbędzie się bez walki.
Myślałam, że dojdziemy do porozumienia. Niestety Żelazna Dziewico sprzeciwiłaś
się woli Króla Duchów!
Cała grupa
spojrzała na mnie głupio. Ja jedna wypowiedziałam walkę im wszystkim. Chyba
sobie pomyśleli, że jakąś samobójczynią jestem. Na szczęście za chwilę
sprawiłam, że zmienili zdanie. Uwolniłam ukrywane przeze mnie furyoku. Czułam
ich strach, który był reakcja na moją moc. W oczach Puszki widziałam zdziwienie
i przerażenie.
-Nie dajesz
mi wyboru- zaczęła ze smutkiem Jeanne- Widzę, że jesteś zwolennikiem Hao-
dokończyła żałośnie. Serio! Ja byłam zwolennikiem Asakury! Jeszcze niedawno
dałam mu w zęby-Z pewnością jesteś Anną Kyoyamą z rodu Kusakabów- zwróciła
uwagę, a wszystkie oczy spojrzały na mnie z jeszcze większym przerażeniem.
-Masz rację
w jednej kwestii. Mam na imię Anna Kyoyama, ale moim jedynym przywódcą jest
Król Duchów. Będę bronić jego interesów.
Po
wypowiedzeniu tych słów wyjęłam tysiąc osiemdziesiąt koralików i przywołałam
moje nowe shikigami. Byłam już gotowa do walki. X-laws przekazało całe swoje
furyoku Puszce. Białowłosa była gotowa do walki. Rozpoczęło się. Moi stróżowi
ruszyli do walki z Męczennicą Number
One. Na początku przyglądałam się tylko walce strażników księgi, ale gdy
zaczęli zawodzić wzięłam do ręki czarne korale. Współczułam Puszce… To bardzo
boli. Po chwili korale zabłyszczały mrocznym światłem, a czerwonooka zwijała
się z bólu. Jej poplecznicy patrzyli na mnie ze strachem. Pewnie się domyślili,
że to moja sprawka. Puszka powoli traciła furyoku. Marco chciał rzucić się na
mnie. No cóż jego ukochana panienka jest katowana przez złą smarkulę. Do tej
pory nie wiem, czy ten facet ma po kolei w głowie. Zakochał się w małolacie, czy
to nie oznacza, że on… Koniec! Oczywiście zatrzymałam okularnika jednym
dotknięciem niebieskich korali. To dzięki nim mogłam kontrolować czyjeś ruchy.
Banda w bieli przestała w końcu przeszkadzać. Po chwili moje czarne korale
wyssały z nastolatki prawie cale furyoku. Puszka zrobiła to co robiła
najlepiej. Zapuszkowała się. Żelazna dziewica otworzyła się, a pnącza, które
niczym węże wypełzały ze środka, oplotły Męczennice i wciągnęły ją. Banda
pogromców Hao zniknęła tak szybko jak się pojawiła. W końcu odwróciłam się w
stronę chłopców. Wszyscy już byli przytomni. Dołączyli do nich jacyś nowi… Yoh
jak zwykle przygarniał nic nie warte przybłędy. Przynajmniej tak wtedy
myślałam. Murzyn patrzył na mnie z otwartą buzią, a zielonowłosy z podziwem,
reszta, że tak powiem zdążyła się przyzwyczaić, ale na ich twarzach wciąż
widziałam wstyd i strach. Wtedy usłyszałam niepokojące myśli Layserga… Myślał o
przyłączeniu się do X-laws. Był pełen podziwu dla mnie, a zarazem wściekłości.
Przeklęte reishi. Jego ból po stracie rodziców odczułam jak swój. Ciała, krew,
brak sprawiedliwości, rozpacz i tak na okrągło. Myślałam, że za chwilę
zemdleję. Dlaczego ten pieprzony ból musi być również mój. Yoh chyba coś
zauważył, bo chwycił mnie za dłoń. Wszystko ucichło. Spojrzałam mu w oczy.
Wyrażały troskę, mimo że uśmiechał się do mnie promiennie. Hao zachował się potwornie, ale wierzę, że
nie jest zły do szpiku kości.
-To głupi
pomysł przyłączać się do X-laws- szepnęłam do ucha Anglikowi. Obdarzył mnie
zdziwionym spojrzeniem- Puszka i jej banda uważa, że są poza prawem, że mogą
nie słuchać nawet Króla Duchów- dokończyła głośno- Wola Wielkiego Ducha jest
święta i musimy ją uszanować choćby nam się nie podobała. Pamiętajmy, że nasz
przewodnik ma jakiś plan względem Hao- powiedziałam z powagą- Rozumiem twoje cierpienie Layserg, ja też
wiele w życiu straciłam i pamiętaj „Nie żałuj
umarłych,(…) żałuj żywych, a przede wszystkim tych, którzy żyją bez miłości.”*
Zielonowłosy
popatrzył na mnie smutnym wzrokiem i skinął głową w geście zrozumienia. Teraz
spojrzałam na Yoh. Wiedziałam, że chce pogadać. Dziadkowie mówili mu, że ma
zabić Hao, że to czyste zło. Wiedziałam, że Asakura ma wątpliwości, że z jednej
strony cieszy go, że nie ma prawa skrzywdzić brata. Już miałam przygotowaną
radę dla niego, a raczej podpowiedz.
-Ktoś mi kiedyś powiedział, że tylko
dobrzy ludzie mogą widzieć duchy- powiedziałam poważnie i zerknęłam na Yoh. Na
jego ustach zauważyłam nikły uśmiech. Tak bardzo chciałam go pocieszyć. Miałam
nadzieję, że coś pojął- Mam coś dla ciebie od dziadków Yoh. Może dzięki temu
zrozumiesz, dlaczego Hao jest taki, a nie inny i dlaczego Król Duchów wciąż
widzi w Asakurze dobro.
Wyjęłam z torby księgę i delikatnie
położyłam na ziemi. Wyjęłam koraliki, które zaczęły świecić jasnym światłem.
Nagle księga otwarła się, a naszym oczom ukazało się przejście.
-Yoh… Idziemy z tobą- oznajmił Tao,
zerkając na chłopaków.
-Wiem, że chcecie pomóc Yoh, ale to
zbyt ryzykowne. Poznacie w pewnym sensie myśli Hao, jego idee. Nie tylko może
wzrosnąć wasze furyoku. Możecie po wyjściu zapragnąć dołączyć do Asakury-
powiedziałam spokojnie, ukrywając irytacje wynikającą z lekkomyślności Rena.
-Idziemy! Nie zostawimy kumpla!-
krzyknął Trey.
Popatrzyłam na nich karcącym
wzrokiem, ale nie odezwałam się więcej. Widziałam w ich oczach troskę o Yoh. Młodszy
bliźniak naprawdę miał wiernych i wspaniałych przyjaciół.
-Dobra właźcie- powiedziałam z
rezygnacją.
-Ty nie idziesz?- spytał zdziwiony
Layserg.
-Mi nie potrzebne większe furyoku, a
tą historię znam.
Grupka spojrzała na mnie jeszcze
ostatni raz, ich spojrzenie wyrażało ogromna determinację. Chciałam by ta
podróż nakłoniła ich do zrozumienia Asakury. Zwłaszcza Yoh, który jest nakłaniany
do zabicia brata i Anglika, który nawet myślał by dołączyć do Puszki. Jeszcze
raz zerknęłam na oddalających się chłopców i teleportowałam się na wzgórze, na
którym znajdował się Hao.
Asakura już na mnie czekał. Uśmiechał
się do mnie zwycięsko, choć jego oczy wyrażały coś innego… jakby zaciekawienie.
Miałam ochotę go uderzyć za ten jego wkurzający wyraz twarzy, ale ścisnęłam
tylko pięści i spojrzałam na niego z kamienną miną.
-Twoje słowa były bardzo wzruszające,
nie sądziłem, że masz o mnie takie mniemanie-syknął złośliwie.
-Nie myśl o sobie za dużo Asakura.
Wystarczy, że podziękujesz- warknęłam poirytowana.
Miałam go dość. Jest bardziej
wkurzający od Yoh. Co on sobie wyobraża. Jeszcze przegrałam ten cholerny zakład!
Miałam nadzieję, że ten pobyt pozwoli mi się zbliżyć do tego idioty.
-Anno? Z jakiego powodu uważasz, że
jest we mnie jeszcze coś dobrego?- spytał, jakby niepewnie. Nie to by było zbyt
dziwne.
-Reishi. Może nie czytamy w swoich
myślach, ale czuje twoją duszę. Nie jesteś zły Asakura- odparłam cicho.
- Czyli miałem rację? Ty też…
-Tak…-przerwałam. Może dlatego tak doskonale go
rozumiałam. Tylko ja chyba byłam w stanie pojąć jego cierpienie. Przeżyliśmy to
samo, tylko z jednym wyjątkiem. Ja otrzymałam pomoc, on niestety nie.
-Mogłabyś mi coś o sobie powiedzieć.
Ty o mnie wiesz chyba wszystko, a ja o tobie nic- powiedział cicho.
Pomyślałam chwilę. Nie byłam pewna
czy to do końca rozsądne. Jednak postanowiłam mu pokazać moją przeszłość.
Miałam nadzieję, że dzięki temu mnie lepiej zrozumie. Chwyciłam jego dłoń i
otworzyłam umysł na pewne sceny. Pokazałam mu moją samotność. Ból, cierpienie,
odrzucenie. Mrok, który powoli zmienił się w demony mojego serca. Zobaczył Yoh,
który jako pierwszy starał się mnie poznać i stał się moim pierwszym przyjacielem.
Ciężko mi było nie reagować na bolesne sceny, ale moja twarz pozostała kamienna.
Po chwili, gdy pomyślałam, że mu wszystko pokazałam poczułam nagły atak mojego
umysłu. Tak Hao chciał się wedrzeć dalej, ale bez problemu odparłam jego atak i
zamknęłam moje myśli. Oderwałam swoją dłoń od jego, ciężko dysząc. Zerknęłam na
tego Idiotę i spiorunowałam go wzrokiem. On obdarzył mnie spojrzeniem pełnym
podziwu i współczucia.
-Ja opanowałem te demony- burknął po
chwili.
-Nie byłabym tego taka pewna-powiedziała
twardo, a gdy chciał mi przerwać ciągnęłam dalej- Robisz wszystko po myśli
Ciemnej Strony. W głębi serca wiesz, że zabijając taką masę ludzi sam niszczysz
naturę, wprowadzasz gwałtowne zmiany, które mogą zachwiać równowagę. Demony są
zadowolone z twojego poczynania. Czynisz
dokładnie to co chciały i co chcą nadal. Jeśli się nad tym zastanowisz to
możemy razem wypędzić demony z twojego serca. Przemyśl to.
Nie odpowiedział. Złapał mnie tylko
za rękę i teleportował nas do swojego obozu. Tam zachowywał się tak jakby
rozmowy nie było.
-Czuj się tu jak u siebie. To twój
namiot- powiedział wskazując na moje nowe, niebieskie miejsce
zamieszkania-Jeśli będziesz czegoś chciała to zwróć się do któregokolwiek z
moich ludzi.
-Rozumiem- mruknęłam i skierowałam
się do namiotu. Zmęczona, usnęłam natychmiastowo.
Rano obudziły mnie promienie słońca.
Szybko wstałam, spięłam pośpiesznie włosy w luźnego koka i ubrałam się w szorty
i niebieską bluzkę. Przed namiotem czekał na mnie Hao. Obdarzył mnie tym swoim
wkurzającym uśmiechem i zaprowadził do ogniska. Mijałam zaciekawione, a czasem
zazdrosne spojrzenia u kobiet. Zjedliśmy pośpiesznie śniadanie i ruszyłam z
Asakurą na piękną polanę. To tam Ognisty Szaman trenował. Pod jednym względem
mnie mniej wkurzał niż jego brat. Hao ćwiczył z jak największą chęcią. Usiadłam
pod drzewem i obserwowałam jego płynne ruchy. W końcu postanowiłam go po wkurzać
i zaczęłam mu dyktować co ma robić. Na początku Hao nawet nie zauważył, że robi
dokładnie to co mu każę, jednak po chwili zdał sobie sprawę, że nim dyryguję.
Popatrzył na mnie karcąco, a zarazem z… rozbawieniem?
-Może panna Kayoyama sama chciałaby
poćwiczyć?- spytał mnie po chwili.
-Raczej nie- mruknęłam lekceważąco.
To było za wiele dla biednego Hao.
Asakura błyskawicznie znalazł się obok mnie i gwałtownie przerzucił mnie przez
plecy. Oczywiście zaczęłam go kopać i uderzać pięściami, ale Idiota nic sobie z
tego nie robił. Moje przerażenie wzrosło, gdy zobaczyłam przed sobą jezioro.
Chłopak po prosto wrzucił mnie do wody i zaczął się śmiać. Właśnie śmiać się!
Jednak w tym geście nie było krzty pogardy, to był szczery śmiech. Zarazem
podobny i inny od tego Yoh. Oczywiście postanowiłam go trochę podenerwować. Wiem,
że to wyglądało jak z tandetnej telenoweli, ale na facetów to działa. Jak można
było przewidzieć, po prostu się nie wynurzałam. Słyszałam tylko krzyki Hao w
stylu „Anno! Wyłaź w końcu!” W końcu rozległ się duży plusk. Asakura postanowił
mnie uratować. Jednak niektóre zachowania brata Yoh można było łatwo
przewidzieć. Gdy już zbliżył się do mnie, złapałam go szybko za nogę i
pociągnęłam w dół. Chyba się nie spodziewał, bo biernie opadł na dno. Ja
najszybciej jak umiałam, zaczęłam płynąć do góry, ale teraz Hao mnie złapał za
stopę. Brakowało nam powietrza, więc trzymając
mnie dalej w żelaznym uścisku wypłynął na powierzchnię. Oboje gwałtownie
nabraliśmy powietrza. Niestety Hao mnie dalej trzymał. W tym momencie stało się
coś dziwnego. Nasze twarze powoli zbliżały się do siebie, a nasze usta złączyły
się w namiętnym pocałunku. Do tej pory nie wiem co nami kierowało, ale już
nigdy nie poczułam się tak jak wtedy. Nigdy nie wierzyłam w miłość i te
opowieści o motylach w brzuchu, aż do tego momentu. Czułam to wszystko.
Oczywiście, jeszcze wtedy nie uważałam, że to miłość. W końcu przerwaliśmy
pocałunek. Hao spojrzał na mnie jak zwykle z tym swoim uśmieszkiem, jakby to
było coś zwyczajnego, a ja starałam się zachować kamienną twarz. Asakura
pierwszy wyszedł z jeziora i podał mi rękę. Nie wiedziałam dlaczego, ale
przyjęłam jego pomoc. Czuła się tak dobrze i bezpiecznie. Co za ironia… Czułam
się bezpieczna w towarzystwie najbardziej niebezpiecznego człowieka na ziemi.
Już kierowaliśmy się w stronę obozu, gdy
nagle przed nami zmaterializowała się cała banda wyrzutków. Rozpoczęła się
walka. Nie wiem jak to możliwe, ale wydawało mi się, że mieli jeszcze więcej
furyoku niż ostatnio. I to był właśnie ten moment. Walczyłam z Jeanne, gdy
nagle usłyszałam dziwny dźwięk za plecami. Marco wycelował we mnie swoją broń.
Nie miałam szans obrony. Tchórz… Zaatakował od tyłu. Powiedziawszy szczerze,
nie bałam się śmierci. Zamknęłam oczy. Jednak o dziwo nic nie poczułam. Po
chwili ostrożnie uchyliłam powieki. To co zobaczyłam wstrząsnęło mną dogłębnie.
U moich stóp leżał nieprzytomny Hao, z jego boku sączyła się obficie krew. To
co się ze mną stało w tym momencie, tego nie mogłam wytłumaczyć. Przecież atak
w gniewie powinien być najsłabszy, najbardziej nieostrożny. Teraz jednak wiem,
że to nie była tylko złość, to miłość- największe furyoku jakie istnieję. Nawet
Król Duchów nie jest w stanie pokonać tego uczucia. W tym momencie przy użyciu
stu procent mocy jednym machnięciem korali pokonałam całą gromadę X-laws.
Pochyliłam się nad Hao i przyłożyłam do jego boku moją bluzkę. Zrozpaczona nie wiedziałam co zrobić. Wyjęłam złote
korale i wypowiedziałam słowa modlitwy, jego rana powoli zaczęła się goić. O
dziwo nie mogłam go w pełni uleczyć. Jak się okazało Puszka dowiedziała się o
mnie co nie co i udoskonaliła broń tych popaprańców. Na szczęście Hao oberwał w
takie miejsce, że nic nie zagraża jego życiu. Nie rozumiałam tylko jednego.
Dlaczego Asakura to zrobił? Przecież on nikogo nie darzył żadnym uczuciem? A
może jednak obudziłam w nim cząstkę człowieczeństwa i ujrzał we mnie
przyjaciółkę, chyba… że… Nie! Nie mogłam wtedy uwierzyć w to, że dla Hao ten pocałunek
coś znaczył.
Hao już nie obudził się tego dnia.
Opiekowałam się nim w jego namiocie, co chwilę próbując użyć jeszcze złotych
korali, niestety bez skutku. Jego bandzie wytłumaczyłam, że zaatakowało nas
X-laws. Przecież nie mogłam im powiedzieć, że ich bezduszny przywódca osłonił
mnie własnym ciałem. Choć w tą wersję z popaprańcami Puszki też nie uwierzyli.
Przecież ich mistrz jest lepszy od jakieś pierwszorzędnej szamanki. Na szczęście nikt się tym nie przejmował, ważniejsze było zdrowie ich mistrza. W końcu
usnęłam u jego boku. Nie potrwało to długo, bo obudziły mnie krzyki dochodzące od strony
Asakury. Szybko zerwałam się z mojej pozycji i zbliżyłam się do bladego Hao. Nagle poderwał
się i otworzył oczy, które były brązowe, przez moment, po chwili znów stały się
czarne. Zaczął się trząść. Walczył… Wyjęłam korale i stanęła w ich środku.
Rozpoczęłam moją modlitwę. Korale uniosły się i otoczyły mnie i Asakurę ciepłym
światłem. Mogłam go tylko wspierać, to wszystko co mogłam dla niego zrobić. On
sam musiał wybrać w jakiej gra drużynie. Trwaliśmy tak do świtu. On co chwilę
trzepiąc się i krzycząc, a ja modląc się i trzymając mu głowę by nie zrobił
sobie krzywdy. Gdzieś o piątej rano wszystko ustało. Hao spał… A ja czekając w
niepewności, znów usnęłam przy jego boku. W ręku wciąż
ściskałam lekko świecące korale.
Minął miesiąc… Hao wygrał pojedynek. Był
wolny. Tak rozpoczął się najlepsze dni mojego życia. Codziennie chodziliśmy nad jezioro, trenowaliśmy, gadaliśmy o bzdetach. Oczywiście Hao dalej był zamknięty w sobie, okrutny, zarozumiały i nie cierpiał
ludzi, ale zdawał sobie sprawę, że zabicie ich to nie jest najlepsze
rozwiązanie. Szybko trafiliśmy do Dobi, gdyż i ja i Hao znaliśmy drogę.
Pilnowałam obu braci. Oczywiście Tommy strzelił mi kazanie, że jestem
nieodpowiedzialna, że to ja powinnam wtedy ochronić Hao, a nie na odwrót. Cóż
od tej pory nie rozmawialiśmy o wypadku i pocałunku, było jak dawnej z taką różnicą,
że teraz oficjalnie byliśmy przyjaciółmi, oczywiście w tajemnicy przed ludźmi z
zewnątrz. O tym wiedzieli tylko poplecznicy Hao, którzy zostali z
swym mistrzem nawet po zmianie jego planów. Teraz miał zamiar wpłynąć na ludzi
i szamanów, by stali się lepsi i chronili Ziemię, oczywiście jak wygra turniej.
Jak można się łatwo domyślić nikt nie uwierzył w nawrócenie Asakury. Sama miałam
wyrzuty sumienia. Nie byłam do końca szczera z Hao. Nie powiedziałam mu, że
jestem Łączniczką Króla Duchów. Nie wiem, dlaczego ale coś mi mówiło, że to
jeszcze nie ten czas.
W końcu nadszedł ten smutny czas.
Demony znów zaczęły się ubiegać o duszę Asakury. Mógł mu pomóc tylko Tommy,
który oczywiście zgodził się mu pomóc, ale niestety musieliśmy się dostać do
Gwiezdnego Sanktuarium. Zaczęło się piekło. Rada, Asakurowie i X-laws nie uwierzyli
tajemniczej Łącznice. Podburzyli szamanów i nastawili przeciwko mnie i Hao.
Wszyscy myśleli, że mój przyjaciel chciał podstępem stać się Królem Szamanów. Teleportowałam
się z Asakurą do Tommy’ego. Nie zdążyliśmy nawet dobiec do Króla Duchów, gdy
naszą drogę zastąpili nam Yoh i jego kumple. Nie rozpoznali mnie, bo ubrana
byłam w czarny płaszcz z kapturem. Stanęłam pomiędzy nim i Hao.
- Ja Łączniczka Króla Duchów w
imieniu Wielkiego Ducha nakazuje wam nie atakować Hao Asakury- powiedziała
tonem nie znoszącym sprzeciwu.
Ognisty Szaman spojrzał na mnie ze
zdziwieniem. Wiedziałam, że się domyślała kim byłam, ale teraz miał stu
procentową pewność.
-Rada powiedziała, że jesteś oszustką-
syknął Ren.
Wtedy zdecydowałam się na kolejny
krok. Zdjęłam kaptur zasłaniający moją twarz i spojrzałam na nich surowo.
-Dalej uważacie, że jestem zdrajcą. Yoh
poznałeś przeszłość Hao. Spójrz na jego oczy! Są takie jak twoje, ciepłe,
dobre! Jeśli nie zostanie oczyszczony
przez Króla Duchów demony znów nim zawładną, Yoh to twój brat!- wykrzyczałam
smutna.
-To kłamstwo!- wykrzyczał Trey, ale
Yoh przerwał mu gestem dłoni i przytulił brata. Hao odwzajemnił uścisk. Bracia połączyli
się.
Ten widok pozostanie w mym sercu na wieki. Bliźniacy znów byli razem.W ich ocach widziałam szczęście, ciepło i miłość. Wierzyłam w szczęśliwe zakończenie.Wtedy wydarzyło się coś strasznego.
Przez to wszystko nie zauważyłam strzały, która przebiła brzuch starszego
Asakury na wylot. W ciągu ułamka sekundy moje życie wywróciło się do góry nogami. Hao zamordował jego własny ojciec. Potem wszystko działo się
jak na jakimś strasznym filmie. Mój przyjaciel upadł w ramiona brata. Podbiegłam
do rannego. W moich oczach pojawiły się łzy. Nigdy ich tam nie było, a teraz leciały
po moich policzkach.
-Anno ja cię kocham- wyszeptał z
trudem i zamknął oczy.
Wyrwałam ciało Hao z ramion Yoh.
Zaczęłam go tulić i na przemian trząść. Krzyczałam by się obudził. Obiecywałam, że już mu nigdy nie zrobię takiego żartu jak wtedy w jeziorze. Próbowałam go uzdrowić, zaklinałam, modliłam się. Nic się nie
stało. Zimne ciało nawet nie drgnęło. Pocałowałam ostatni raz jego jeszcze
letnie wargi. Wyszeptałam wprost w jego usta "Kocham cię". Hao był martwy i ze względu na jego moc reinkarnacji nie mogłam go
uratować, nie mogłam mu przywrócić życia. Nie słyszałam już nic, nawet własnego krzyku. Nie czułam nic, nawet tego, że dławię się własnymi łzami. Nie przejmowałam się niczym, nawet tym, że tonęłam w jego krwi. Nie zwracałam uwagi na nic, nawet na toczącą się za mną walkę ojca z synem. Po chwili jego ciało zniknęło. Rozpłynęło się. Po tym, że w ogóle istniał świadczyła tylko jego krew na moich rękach. Dalej nic nie pamiętam. Zemdlałam.
***
Teraz widzę go w drzwiach kaplicy.Nie myślę w ogóle. Biegnę wprost w ramiona Asakury. Nie przejmuję się już niczym. Zatapiam
swe usta w ciepłych wargach brata mojego narzeczonego. Nie dowierzając, dotykam twarzy Hao. Badam jego piękne rysy. Delikatnie obrysowuję linie jego warg. Tak to musi być on. Mam najpiękniejszy ślub
na świecie. W końcu wymawiam słowa, których nigdy nie miałam okazji powiedzieć:
-Kocham cię
- Też cię kocham Anno. Jesteś najpiękniejszą kobietą na Ziemi.
-No w końcu musimy do siebie idealnie pasować- powiedziałam z uśmiechem i znów zatopiłam się w wargach ukochanego.
Po chwili podszedł do nas Yoh.
Przytulił nas oboje. Był dobrym przyjacielem i bratem. Płakał ze szczęścia. Wiem, że mnie kocha, że złamałam mu serce, ale nie mogę go oszukiwać. Widzę jednak szczęście w jego oczach. Odzyskał brata. Cieszyło go nasze szczęście. Yoh to bardzo dobry człowiek. Dziewczyna, która go pokocha będzie szczęściarą.
***
5 lat później...
Teraz jestem szczęśliwą mężatką. U swojego boku mam Hao, Opacho i małego Hanę. Zgodnie z obietnicą Hao zostałam Królową Szamanów. Turniej został wznowiony miesiąc po powrocie Asakury. Mój mąż uciekł z samej Ciemnej Strony. Po dwóch latach więzienia oszukał samą Mary i wrócił do mnie.
-Kochanie musimy tam iść?- moje przemyślenia przerywa Hao.
Dalej nie jest przekonany do narzeczonej brata. Mimo, że Jeanne przeprosiła mojego męża, on nadal jest na nią cięty. To samo się tyczy jego rodziny z wyjątkiem Yoh i Keiko, ale coraz lepiej się dogadują z resztą, choć do nich sama mam urazę. Odebrali mi szczęście na dwa lata. Puszka okazała się bardzo przyjemną osobą i co najważniejsze ona i Yoh kochają się nad życie.
-Koteczku chcę ci przypomnieć, że to twój brat- mówię krótko i całuję go w usta. To najlepiej go przekonuję- Idę po dzieciaki i jedziemy- dodaję, posyłając mu piękny uśmiech.
******
*tsuno kakushi-ozdobny czepiec
*nakodo- duchowny
Informację o tradycyjnym ślubie japońskim zaczerpnęłam ze strony: http://japoland.pl/blog/obyczaje/slub/
Pomieszałam trochę ślub shintoistyczny z protestanckim, skąd pochodzi formułka: "Jeśli ktoś zna jakąś przeszkodę w zawarciu małżeństwa, niech powie teraz lub zamilknie na wieki"
*cytat pochodzi z "Harry'ego Pottera i Insygnia Śmierci" (słowa Albusa Dumbledora)